Bitwa o nowy dworzec główny w Stuttgarcie
1 października 2010"Nie przeżyłam niczego podobnego od zamieszek studenckich w roku 1968" - powiedziała Sybille Stamm, była przewodnicząca związku zawodowego sektora usług Verdi w Badenii-Wirtembergii. Pani Stamm odczuła wczorajszą akcję policji na własnej skórze, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zdecydowała się przyjrzeć się demonstracji przeciwników budowy nowego dworca głównego w Stuttgarcie. Stanęła obok grupy ludzi, którzy przykuli się do parkanu okalającego zabytkowy starodrzew w parku pałacowym, położonym tuż obok dworca, kiedy policja "nagle i bez ostrzeżenia", rzuciła się na nią, powaliła ją na ziemię, i - niejako "na deser" potraktowała dodatkowo obcasami i pieprzowym gazem łzawiącym.
Z gazem na uczniów
Protesty przeciwko wielkiej inwestycji kolejowej "Stuttgart 21" trwają już od dłuższego czasu. Projekt ten przewiduje zastąpienie obecnego czołowego dworca głównego, wybudowanego w latach 1914 - 1918, i zaliczanego do 20 najlepszych i najciekawszych stacji kolejowych w Niemczech, podziemnym dworcem przelotowym. Nowy dworzec stanowić ma ważny element modernizacji europejskiego szlaku kolejowego, łączącego Paryż z Wiedniem i - w dalszej kolejności - z Budapesztem.
Przeciwnicy tej inwestycji nie podważają idei modernizacji linii kolejowych w Europie. Wskazują jedynie na wysokie koszty nowego dworca, wynoszące - według zatwierdzonego planu budowy - 4,1 mld euro i na konieczność wycięcia cennego starodrzewu w parku pałacowym w samym centrum miasta. Nie chcą też rozstać się z obecnym, zabytkowym dworcem głównym, zaliczanym do najważniejszych wizytówek stolicy Badenii-Wirtembergii.
Kiedy wczoraj policja zaczęła przystępować do odgrodzenia terenu przeznaczonego pod wycinkę, kilka tysięcy osób usiłowało jej w tym przeszkodzić, stawiając bierny opór. Do ochrony 300 drzew wezwali aktywiści z inicjatywy obywatelskiej pod nazwą "Strażnicy parku". Wśród protestujących znalazło się sporo młodzieży szkolnej. Niektórzy demonstranci przyszli pod dworzec z całą rodziną, zabierając ze sobą także dzieci. Początkowo protest przebiegał pokojowo, ale pod wieczór sytuacja zaostrzyła się.
Od tej chwili relacje obu stron konfliktu różnią się zasadniczo. Rzecznik policji Frotz Erlach twierdzi, że demonstranci zachowywali się "agresywnie" i świadomie "prowokowali funkcjonariuszy", a niektórzy rzucali w nich kamieniami. W tej sytuacji policja poczuła się zmuszona użyć armatek wodnych i gazu pieprzowego, a tam, gdzie dochodziło do rękoczynów, także pałek. Policja mówi o 114 stu osobach dorosłych i siedmiorgu dzieci, które odniosły lekkie obrażenia, głównie wskutek podrażnienia ich oczu przez gaz pieprzowy. Szesnaście osób poważniej poturbowanych trafiło do szpitala. Obrażenia odniosło także sześciu policjantów.
Przedstawiciel aktywistów broniących parku, Matthias von Herrmann, oskarża z kolei policję o nieuzasadnione użycie "brutalnej przemocy", czego wyrazem jest wprowadzenie do akcji czterech armatek wodnych i masowe używanie gazu łzawiącego i pojemników z gazem pieprzowym, oraz pałek. Jego zdaniem policja pobiła około 300 osób. Obie strony przyznają, że wśród poszkodowanych jest młodzież szkolna i dzieci.
Smutny dzień dla Stuttgartu
Na ten fakt zwrócił także uwagę burmistrz Stuttgartu Wolfgang Schuster, który nazwał wczorajsze zamieszki "smutnym dniem" w historii miasta. Władze miejskie i policja sprawdzają, jak mogło dojść do tego, że wśród demonstrantów znaleźli się uczniowie i dzieci i dlaczego policja dopuściła się przemocy wobec nich. Schuster zaapelował do mieszkańców miasta, aby nie zaogniali sytuacji i powstrzymali się od dalszych protestów.
Mimo tego apelu dziś (01.10) rano, kiedy przystąpiono do wycinania pierwszych drzew pod budowę nowego dworca, około 2.000 osób protestowało przeciwko temu, nie zważając na ulewny deszcz. Nie doszło jednak do ponownych starć z policją. Protestujący wygwizdali drwali i obrzucili ich pełnymi dezaprobaty okrzykami: "zdrajcy", "hańba" i "wstydźcie się".
Wczorajsze zamieszki potępiły partie opozycyjne: SPD, Zieloni i Die Linke. Współprzewodniczący Zielonych, Cem Özdemir, potępił stosowanie - jak to ujął dosłownie - "polityki buldożerów". Sekretarz generalny SPD w Badenii-Wirtembergii, Peter Friedrich, nazwał wczorajszą akcję policji przykładem "niepotrzebnej eskalacji". Wiceprzewodniczący frakcji Partii Lewica w Bundestagu, Ulrich Maurer, wezwał do ustąpienia ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych Badenii-Wirtembergii, Heriberta Recha.
Przedstawiciele Kościołów wezwali do zachowania spokoju i unikania przemocy. Ewangelicki biskup Badenii-Wirtembergii, Frank Otfried July, i katolicki biskup tego landu, Gebhard Fürst, zaapelowali o "powrót do stołu wspólnej rozmowy".
Akcja policji w Stuttgarcie miała doczekać się dziś (01.10) także debaty w Bundestagu, ale wyszło inaczej. Partii Lewica zażądała zwołania w trybie pilnym posiedzenia parlamentarnej komisji spraw wewnętrznych, okazało się jednak, że do głębszego i bardziej wyczerpującego omówienia wczorajszych starć w Stuttgarcie na tym forum dojdzie dopiero w przyszłą środę (06.10). Zieloni z kolei zażądali godziny interpelacji poselskich, ale ich wniosek został oddalony głosami rządzącej koalicji chadecko-liberalnej.
To, czego nie udało się przeforsować w parlamencie, może jednak stać się przedmiotem innej debaty: ulicznej i zarazem publicznej. Na dziś wieczór "Strażnicy parku" zapowiedzieli wielką demonstrację, którą chcą powtarzać w każdy piątek do - przynajmniej - następnych wyborów do parlamentu krajowego Badenii-Wirtembergii 27 marca przyszłego roku. Liczą na to, że dziś pojawi się na niej do stu tysięcy ludzi oburzonych tym, co widzieli i przeżyli sami, lub zobaczyli w dzienniku telewizyjnym u siebie w domu.
Pia Gram / Andrzej Pawlak
red. odp. Andrzej Paprzyca