'Plan B' wobec Białorusi
8 lipca 2011Brutalne stłumienie spokojnych, obywatelskich protestów w środę (7.07.) przez milicję w Mińsku potwierdziło raz jeszcze, że prezydent Łukaszenka absolutnie nie dopuszcza żadnej "kolorowej rewolucji", jak ta na Ukrainie z 2004 roku, czy powtórki z "arabskiej wiosny". Eksperci są też zdania, że jeszcze za wcześnie, by mówić o zwiastunach szykującej się na Białorusi rewolty.
Lecz w wypadku zaostrzenia się kryzysu finansowego lub gospodarczego niczego nie można wykluczyć. Ekstremalne sytuacje wywoływały zazwyczaj zmianę u sterów władzy - twierdzi Aleksander Rahr, ekspert ds. Europy wschodniej z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej. Unia Europejska nie jest przygotowana na taki rozwój wydarzeń na Białorusi. "Dla UE byłoby to takim samym zaskoczeniem jak wydarzenia w Afryce Północnej czy 'Pomarańczowa rewolucja' na Ukrainie".
Brak partnerów
Ekspert z Niemieckiej Fundacji Marshalla, Joerg Forbrig, zaznacza, że przesłanką dla wspólnego stanowiska UE w tej sprawie musi być jej wewnętrzny konsens wobec Białorusi, a o ten jest trudno.
Alexander Rahr jest zdania, że zakres działania Brukseli wobec wszelkich zmian na Białorusi jest bardzo zawężony, a to ze względu na to, że UE opiera się tylko i wyłącznie na obecnej białoruskiej opozycji. "Ale to nie są ludzie cieszący się poparciem narodu. Poza tym nie są oni w stanie spowodować przewrotu politycznego - ani na drodze ewolucji, ani rewolucji" - twierdzi naukowiec.
Lauras Belinis, politolog z Uniwersytetu Wileńskiego, jest natomiast odmiennego zdania. Uważa on, że bliskie kontakty z białoruską opozycją mogłyby być w odpowiednim momencie asem wyciągniętym z rękawa w sprzyjającej sytuacji - zwłaszcza, gdyby partnerzy ci przejęliby stery władzy po politycznym przewrocie.
"Nie wierzę do końca w taki scenariusz. Ale jeżeli faktycznie tak by się stało, to władzę przejmą osoby, które już dziś są w państwowych strukturach: w ministerstwach, w siłach bezpieczeństwa, czy w kręgach gubernatorów. A z tymi ludźmi UE nie ma żadnych kontaktów" - argumentuje Alexander Rahr.
Brak opcji handlowych
Wydarzenia w Afryce Północnej wykazują, że rewolta może mieć miejsce także w państwach, uważanych powszechnie przez ekspertów za stabilne. Przemiany w krajach arabskich stały się poważnym wyzwaniem dla międzynarodowej społeczności: Jak ustosunkować się do nowych przywódców? Co zrobić z uchodźcami? Jak uniknąć totalnego załamania się tamtejszej gospodarki?
Przy czym nie chodzi tylko o doraźną pomoc, lecz także o to, jak uniknąć załamania się państwowych struktur. "Unia Europejska wychodzi z założenia, że jeżeli Mińsk wszedłby na ścieżkę demokracji, to otrzyma pomoc. Jeżeli nie, to Białoruś musi radzić sobie sama" - zaznacza Alexander Rahr wskazując na to, że w ten sposób Bruksela sama pozbawia się możliwości wywarcia wpływu na sytuację w tym państwie.
Nikt nie ma żadnego "planu B" na okres po ewentualnym przewrocie na Białorusi: ani Unia, ani Rosja, ani białoruska opozycja - zaznacza Joerg Forbrig z Fundacji Marshalla. Zdaniem ekspertów godne uznania jest już w ogóle to, że UE stara się w ogóle odgrywać aktywną rolę. Forbrig uważa, że najwyższym priorytetem UE powinno być wykluczenie ewentualności użycia siły w przypadku białoruskiego przewrotu i forsowanie demokratyzacji kraju.
Rosja czy UE?
UE nie byłaby przygotowana na wybuch zamieszek na Białorusi i chaos - zaznacza wileński politolog.- "Przez Białoruś prowadzą ważne szlaki komunikacyjne, także szlaki energetyczne pomiędzy UE i Rosją, które mogłyby zostać zniszczone" - ostrzega Belinis.
W interesie Europy nie leży ani destabilizacja Białorusi, ani zjednoczenie tego państwa z Rosją - uważa Alexander Rahr. Z tego względu Bruksela musi mieć przygotowany "plan B" - ukierunkowany jednak nie na izolację białoruskiego kierownictwa, lecz na krytyczny dialog. Trzeba nakreślić przed Białorusią perspektywy - twierdzi politolog. Unia powinna wyciągnąć do Białorusi dłoń, domagając się w zamian otwarcia dla zachodu białoruskiej gospodarki.
Jeżeli Białoruś zdecydowałaby się na tę drogę, siłą rzeczy pociągnęłoby to za sobą przemiany polityczne. "Tylko tego właśnie najbardziej obawia się białoruskie kierownictwo. A sytuacja staje się coraz bardziej bez wyjścia" - twierdzi Alexander Rahr. Innymi słowy: im dłużej będzie trwał kryzys, tym mniej opcji będzie miał Łukaszenka i jego świta - czyli albo zbliżenie z Rosją, albo z UE.
Vladimir Dorokhov / Małgorzata Matzke
red.odp.: Andrzej Paprzyca