Głosy, które zamilkły
16 maja 2011Z głównej fasady drezdeńskiej Semperoper (Opera Sempera) zwisa transparent ze słowami Fritza Buscha, swego czasu światowej sławy dyrygenta i dyrektora Saksońskiej Opery Państwowej w Dreźnie: "Jeszcze ważniejsze od robienia dobrej muzyki jest przyzwoite zachowanie".
Busch nie był Żydem, ale nie chciał wykonywać poleceń nazistów. Był to wystarczający powód pozbycia się go w 1933 roku z zespołu. Było to zaledwie pięć tygodni po przejęciu władzy przez Hitlera.
Przypadek Fritza Buscha należy do najgłośniejszych spośród dalszych pięćdziesięciu, z którymi można się zapoznać na wystawie "Głosy, które zamilkły - o wypędzeniu Żydów z opery 1933-1945".
Żmudne badania
Historyk Hannes Heer i muzykolog Jürgen Kesting od pięciu lat pracują nad projektem "Głosy, które zamilkły". Na zamówienie gazety Hamburger Abendblatt i hamburskiej Staatsoper badają losy żydowskich i "niewygodnych politycznie" artystów, którzy w okresie Trzeciej Rzeszy pracowali w niemieckich teatrach operowych. Analizują również biografie znanych kompozytorów, dyrygentów, reżyserów, śpiewaczek i śpiewaków a z drugiej strony zajmują się historią ich zwalniania z zespołów poszczególnych oper.
Wystawa składa się z dwóch części. W części ponadregionalnej przedstawiono losy 44 znanych kompozytorów, dyrygentów i śpiewaków, którzy padli ofiarą polityki rasistowskiej. Z tą częścią wystawy można zapoznać się w podziemiach Opery Sempera. Z kolei część regionalna poświęcona jest rozliczeniu bezprawia wobec członków zespołu tej opery. Labirynt kolumn i oplakatowanych ścian w foyer ma, jak twierdzi Heer, unaocznić przygniatającą mnogość takich przypadków. Życiorysy i zdjęcia przypominają znanych i nieznanych artystów, członków chóru i orkiestry, rzemieślników i pracowników technicznych.
Sztuka współczesna jako zagrożenie
Początki wrogości wobec Żydów w życiu kulturalnym historyk Hannes Heer wyjaśnia w obszernym katalogu przez pryzmat sytuacji politycznej w Niemczech po 1918 roku.
Elity z czasów cesarza Wilhelma II były straumatyzowane tym, co wydarzyło się w 1918 roku i ówczesnymi zmianami systemowymi. Wtedy niemiecką kulturę uważano za najlepszą, najpiękniejszą i najwartościowszą na świecie. Była ona w ich mniemaniu środkiem, będącym w stanie doprowadzić do odrodzenia narodowego. A to wykluczało wszelką nowoczesność w sztuce. Efekt był taki, że teatry zmuszone były zrezygnować z wszelkich eksperymentów artystycznych, z dzieł współczesnych i skoncentrować się wyłącznie na dziełach klasycznych.
Walka przeciwko "sztuce zdegenerowanej"
Chodziło o to, by dać wszystkim do zrozumienia, że winę za rewolucję, klęskę przegranej wojny w 1918 roku i trudną sytuację gospodarczą ponoszą jakoby Żydzi. Teatrami (także operowymi), na które należało zwracać baczną uwagę, były w pierwszym rzędzie, otwarte na nowoczesne prądy, sceny Berlina, Lipska i Darmstadtu. Na takich "nowoczesnych" przedstawieniach nazistowskie bojówki próbowały zakłócać ich przebieg przy pomocy skandowanych haseł albo rzucania na scenę różnego rodzaju przedmiotów. Kampanie prasowe kierowano przeciwko konkretnym osobom - reżyserom czy dyrektorom teatrów, by zmusić ich do ustąpienia ze stanowisk i wpływać na repertuar.
Sensacyjne znalezisko w Dreźnie
Hannes Heer i Jürgen Kesting natknęli się w swych badaniach w Dreźnie na nieznany dotąd rozdział w historii II wojny światowej. Znaleźli dokumenty, świadczące o tym, że w teatrach operowych zatrudniano jeńców wojennych. "Od 1941 roku większość muzyków i personelu technicznego składała się z zagranicznych pracowników" - stwierdzili naukowcy. Ten wątek ich badań będzie kontynuowany.
Gudrun Stegen / Iwona D. Metzner
Red. odp.: Bartosz Dudek