Komentarz gościnny: dyplomata Ischinger jest oburzony
5 września 2020Opublikowany przed tygodniem w „Spieglu" wywiad z Wolfgangiem Ischingerem można nazwać wręcz rewolucyjnym. Poważany dyplomata, wieloletni przewodniczący Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa najwyraźniej wyciągnął wnioski i nawet widzi „koniec strategicznego partnerstwa z Rosją”. Powodem lub triggerem, jak się teraz chętnie mówi, tak kopernikańskiego przełomu było otrucie rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego.
Nie, nie aneksja przez Rosję ukraińskiego Krymu, nie szeroko zakrojona inwazja w Donbasie, nie zestrzelenie malezyjskiego boeninga, lot MH17 i nie perfidne zastrzelenie setek nieuzbrojonych ludzi pod Iłowajskiem. Wydarzenia te – czy mówiąc ściślej: zbrodnie wojenne z 2014 roku – nie wytrąciły Wolfganga Ischingera z równowagi. Idea partnerstwa strategicznego mimo wszystko pozostała aktualna. Ale nagle: Nawalny jest w stanie śpiączki! I świat stoi na głowie.
Z Ischingera wychodzi człowiek
Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać: Wolfgang Ischinger przypomina zarówno krwawy rok 2014, jak i niektóre inne ekscesy z rosyjską sygnaturą, jak zamach w Wielkiej Brytanii na byłego, podwójnego agenta Siergieja Skripala i jego córkę, zamordowanie czeczeńskiego uciekiniera w berlińskim Tiergarten i atak hakerski na Bundestag. Chętnie bym uwierzył, że były to wszystko etapy dochodzenia przez niego – moim zdaniem z ogromną zwłoką – do przekonania, które niewidzialny sprawca ukoronował otruciem „najbardziej zaciętego” przeciwnika Putina.
Ischinger jest oburzony i to do tego stopnia, że z dyplomaty – jednego z najwybitniejszych i najbardziej doświadczonych, jakich mają Niemcy – wychodzi nagle po prostu człowiek. I człowiek ten już nie potrzebuje dowodów. Dostrzega najważniejsze: „W Moskwie kpi się z ofiary”. Jest to prawdą, dość gorzką i zarazem dobitnym dowodem. Tylko czy Aleksiej Nawalny jest jedyną ofiarą, z której Moskwa kpi? Czy drwiny te – poza tym, że stanowią najbardziej dobitny dowód – nie są też swoistym znakiem firmowym, podpisem mordercy?
Oburzenie nie jest jednak najlepszym stanem, by przeprowadzić bardziej gruntowną analizę. Wolfgang Ischinger wraca więc do siebie i na chwilę sięga po znane tezy tłumaczące faktyczną bezsilność wobec Rosji. Na przykład o ewentualnych nowych sankcjach skierowanych w elitę Rosji mówi dyplomatycznie: „Nie powinno się żywić złudzeń, że zostawi to w Moskwie głębokie ślady”.
Rozważania nad odstąpieniem od Nord Stream 2
Podczas gdy już nie wyklucza dłużej wycofania się Niemiec z projektu Nord Stream 2, jednocześnie desperacko naciska na hamulce, aż opony piszczą: „Jak bardzo zaszkodzimy sobie samym – i niemieckim firmom?”. I w następnym zdaniu grzebie wszelkie nadzieje na sankcje: „Sankcje to środek, który rządy chętnie stosują, kiedy nie mają już innych pomysłów”. A potem już bez cienia nadziei: „Wszystko jedno czy w Syrii, Libii, na Ukrainie czy w Iranie – wbrew woli Putina nie zrobimy kroku do przodu w decydujących kwestiach”.
W tym punkcie, można by pomyśleć, powinno się przerwać czytanie wywiadu z Ischingerem w świadomości, że to rewolucyjne na początku rozmowy było tylko przelotnym wybuchem emocji, z którym profesjonalny duch dyplomaty znakomicie sobie poradził. Ale kolejne pytania dziennikarzy na temat sytuacji na Białorusi znowu wzmagają napięcie, zaś Ischinger, który znowu wydaje się przechodzić metamorfozę, rośnie w moich oczach. Jakby ponownie uwalniał się spod hipnotycznego wpływu „woli Putina”: „Rosja przypomina mi czasem pozornego olbrzyma, Pana Tur Tur z książki dla dzieci Michaela Ende 'Kuba Guzik'. Widziany z daleka, Putin wydaje się wszechwładny, kontroluje Syrię, miesza w Białorusi. Ale im bardziej zbliżamy się do niego, tym staje się mniejszy”.
Soft Power bez Hard Power
W tym miejscu Ischinger dostaje ode mnie duży plus, a we mnie budzi się refleksja: My na Ukrainie jesteśmy najbliżej Putina, ba, bezpośrednio z nim graniczymy. Może dlatego w naszych oczach nie jest żadnym olbrzymem, tylko karłem.
Co prawda jest to tylko drugorzędna uwaga, bo w następnej tezie wraca determinacja szefa Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, gdy mówi: „Jesteśmy mistrzami soft power. Ale soft power bez hard power jest jak drużyna piłkarska bez bramkarza”. Myślę, że bez napastnika lepiej by tu pasowało, ale czytam dalej: „Musimy być w stanie bronić naszych interesów, wobec mężczyzn takich jak Putin musimy być mniej podatni na szantaż. Nie znaczy to, że mamy być potęgą militarną, ale musimy być w stanie skutecznie odstraszać”.
Odstraszać agresora, nie uspokajać go czy mu schlebiać; brzmi bardzo obiecująco. Niewątpliwie jest to postęp w stosunku do ciągle jeszcze dominującego kursu niemieckiej polityki zagranicznej, w której już nie latami ale dziesięcioleciami za wszelką cenę starano się unikać mocnych słów, zwłaszcza w kierunku Rosji.
Wszystko po staremu?
Pogląd, który Wolfgang Ischinger zaprezentował w tym jednym wywiadzie, jest przypuszczalnie przejściowy. Miejmy nadzieję, że Nawalny, z bożą pomocą, wyzdrowieje. Udział Kremla w tym zamachu pozostanie być może niewyjaśniony i kiedyś tam będzie się może mówiło, że nie było żadnego zamachu. Wszystko się rozmyje i rutynowo wróci do odrzuconej w chwili emocji przez szacownego dyplomatę „idei strategicznego partnerstwa”. Możliwe, nawet bardzo możliwe.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
*Jurij Andruchowycz jest ukraińskim pisarzem, poetą, eseistą i tłumaczem. Jest uważany za jeden z najważniejszych kulturalnych i intelektualnych autorytetów swojego kraju. Twórczość Andruchowycza jest przekładana i wydawana w wielu językach.