Dlaczego Niemcy i dlaczego dyplomaci, czyli cywile a nie wojskowi? Dzień po zamachu na konsulat generalny Niemiec w Mazar-i Szarif w północnym Afganistanie odpowiedzieli na to pytanie sami talibowie: powodem był atak amerykańskich sił powietrznych na wieś pod Kundusem na początku listopada, w którym zginęło 30 cywilów. Bomby zrzuciły co prawda amerykańskie samoloty, ale cel znalazły „dzięki informacjom niemieckiego wojska”, stwierdził rzecznik talibów.
Może to być tylko zwykłą propagandą. Jeżeli jednak twierdzenie talibów odpowiada prawdzie, można spodziewać się w Niemczech wybuchu publicznej dyskusji. Raz już niemieccy żołnierze przekazali amerykańskim sojusznikom błędne informacje – z podobnie fatalnymi konsekwencjami. We wrześniu 2009 generał Bundeswehry Georg Klein wezwał amerykańskich lotników, żeby zbombardowali cysternę przechwyconą przez talibów. Wokół cysterny zgromadzili się mieszkańcy wsi. Zginęło blisko stu afgańskich cywilistów – mężczyźni, kobiety i dzieci.
Atak na wieś pod Kundusem sprzed kilku dni różni się od tego sprzed siedmiu lat. Tym razem talibowie najwyraźniej zabarykadowali się w domach używając cywilów jako żywych tarcz. Ale także tym razem zginęło 30 osób – wśród nich znowu kobiety i dzieci, najmłodsze miało zaledwie kilka miesięcy.
Dyplomaci jako kombatanci
Trzeba odczekać, czy te ważne, ale subtelne różnice odegrają rolę w publicznej dyskusji, tym bardziej, że po raz pierwszy bezpośrednio zostali dotknięci atakiem nie niemieccy żołnierze, tylko cywile. Talibowie celowo wybrali za swój cel niemiecką placówkę dyplomatyczną. Co prawda już raz, w 2009 roku, została podłożona bomba pod ambasadą Niemiec w Kabulu. Ale do dzisiaj nie udało się wyjaśnić, czy celem zamachu nie była jednak amerykańska nieruchomość znajdująca się po drugiej stronie ulicy.
Pozostaje odczekać, czy tak jak dotąd celem talibów pozostaną zagraniczni żołnierze, czy nie będą oni oszczędzali także osób cywilnych. Dyplomaci jako rządowi przedstawiciele państwa członkowskiego NATO uważani są teraz najwyraźniej za kombatantów. Tylko dzięki odważnej interwencji służby ochrony i żołnierzy, żaden z dyplomatów nie ucierpiał w tym ataku.
Ale także to budzi nowe pytania. Berlin będzie musiał się zastanowić, czy może kontynuować misję w Afganistanie. Kto może wykluczyć, że jutro celem ataku nie staną się też państwowe organizacje pomocy na rzecz rozwoju z Niemiec?
Koniec końców trzeba będzie też szukać odpowiedzi na ostatnie pytanie: Mazar-i Szarif uchodził dotąd za jeden z najbardziej bezpiecznych obszarów w Afganistanie i jako miejsce, do którego mogą wrócić Afgańczycy, którym nie wolno zostać dłużej w Niemczech. Niemcy zrobiły dużo, żeby w tym mieście można było żyć. Zostały zbudowane szkoły i szpitale, wyśmienicie funkcjonuje współpraca z tamtejszym gubernatorem, w obozie na lotnisku wciąż stacjonują niemieccy żołnierze.
Ofiarami ataku na konsulat byli Afgańczycy. Blisko sto osób raniły odłamki. Pech tych ludzi, że byli akurat w drodze, na ruchliwej ulicy w centrum miasta. Ale jeżeli już pobyt w cieniu niemieckiego przedstawicielstwa dyplomatycznego jest zagrożeniem dla życia, gdzie można czuć się bezpiecznym?
Florian Weigand
tł. Elżbieta Stasik