Kryzys francusko-niemiecki. „Europa niezdolna do działania”
25 października 2022Spotkania francusko-niemieckiej Rady Ministrów często nie są ani emocjonujące, ani szczególnie produktywne. Szefowie państw i gabinetów dwóch największych gospodarek unijnych spotykają się, decydują o wspólnych kursach językowych lub podobnie mało istotnych sprawach i deklarują, że pozostaną wierni temu niemiecko-francuskiemu tandemowi. W gruncie rzeczy chodzi tu głównie o symbolikę, która ma jednak kluczowe znaczenie dla funkcjonowania UE.
Tymczasem o głębokim rozdźwięku między obu krajami świadczy obecnie fakt, że przełożyły one tegoroczne posiedzenie Rady Ministrów na co najmniej początek przyszłego roku. Nie jest w stanie zatuszować tego nawet zaplanowana w pośpiechu na środę (26.10.2022) wizyta kanclerza Olafa Scholza u prezydenta Emmanuela Macrona. I choć takie nieporozumienia nie są czymś niezwykłym, jednak pojawiają się w najgorszym z możliwych momentów.
„Odroczenie terminu w żaden sposób nie odzwierciedla stanu stosunków niemiecko-francuskich”- pospieszył z komentarzem Pałac Elizejski na konferencji prasowej w ubiegłym tygodniu. Rzecznik Pałacu podkreślił, że nie chodzi o odwołanie terminu, lecz jego przesunięcie, bo nie wszyscy ministrowie mieli czas, a jeden z nich nie był jeszcze przygotowany do spotkania.
Informacja ta spotkała się jednak ze sporym sceptycyzmem nie tylko obecnych na spotkaniu dziennikarzy. – Odkąd te szczyty powołano po raz pierwszy w 1963 roku i zostały wpisane do traktatu, nigdy żadnego z nich nie odwołano – powiedział Deutsche Welle Stefan Seidendorf. Jest on zastępcą dyrektora Instytutu Francusko-Niemieckiego DFI w Ludwigsburgu, który publikuje dokumentację spotkań dwustronnych. – Zwykle nowe głowy państw muszą przejść proces uczenia się, by zrozumieć wagę tych spotkań i osi Francja-Niemcy. Tak było już w przypadku byłego kanclerza Niemiec Ludwiga Erharda czy prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. – W Europie nie można bowiem realizować doktryny amerykańskich realistów, zgodnie z którą bardzo duże państwo przyjmuje rolę przywódczą, a inne podążają za nim – twierdzi politolog. – Żaden europejski kraj nie jest na tyle duży, by samodzielnie zapewnić stabilność w Europie. Potrzebujemy zasadniczego konsensusu między Niemcami i Francją, których stanowiska są zawsze skrajnie odmienne. Pozostałe kraje członkowskie mogą się nastawić na rozwiązanie kompromisowe – wyjaśnia Stefan Seidendorf.
Obie strony wolą działać w pojedynkę
Obecnie wydaje się, że obie strony wolą działać w pojedynkę. Berlin zatwierdził niedawno pakiet pomocowy o wartości 200 miliardów euro na rzecz walki z rosnącymi cenami gazu i energii elektrycznej, wcześniej nie informując o tym swojego francuskiego partnera. Co byłoby w dobrym tonie, ponieważ taki zastrzyk gotówki może zakłócić funkcjonowanie rynku europejskiego. Co więcej na ostatnim spotkaniu NATO Niemcy podpisały z tuzinem innych państw, ale bez Francji, nowy projekt wspólnej tarczy powietrznej, tzw. European Sky Shield. Choć Francja współpracuje już z Włochami nad tarczą antyrakietową „Mamba”.
Od czasu rozpoczęcia w lutym inwazji rosyjskiej na Ukrainę obrona wojskowa nabrała nowego znaczenia. Na ubiegłotygodniowym szczycie szefów państw i rządów UE Macron wraz z Hiszpanią i Portugalią ogłosił plany budowy nowego rurociągu dla wodoru, a w razie potrzeby także dla gazu, który ma przebiegać między Barceloną i Marsylią. Projekt zastępuje preferowany przez Berlin plan tzw. połączenia MidCat między Hiszpanią a Francją przez Pireneje. Prezydent Macron przekomarzał się też w Brukseli, mówiąc: –To niedobrze dla Niemiec i Europy, kiedy Niemcy się izolują.
– Obie strony są poirytowane – zauważa Seidendorf. – Niemcy myślą, że mogą znaleźć poza Francją wielostronne porozumienie z mniejszymi krajami. A Francja od wystąpienia Macrona na Sorbonie w 2017 roku czeka na to, by Niemcy zobowiązały się do większej integracji europejskiej. Macron opowiadał się wówczas m.in. za budżetem strefy euro i silniejszą współpracą w sprawach wojskowych i podatkowych.
Kryzys w najgorszym momencie
Zdaniem Sophie Pornschlegel to wzajemne dąsanie się wcale nie jest zabawne. – Nie ma na to czasu. W Europie trwa wojna i stoimy w obliczu kryzysu energetycznego– mówi DW analityczka z brukselskiego think tanku European Policy Centre. – Jeśli dopisze nam szczęście i nie będzie zbyt zimno, to jakoś przetrwamy tę zimę. Ale w dłuższej perspektywie potrzebujemy europejskiego rozwiązania dla wysokich cen energii, np. funduszu solidarnościowego – wskazuje Pornschlegel. Jeśli UE nie będzie stać na energię, doprowadzi to do kryzysu gospodarczego i wysokiego bezrobocia. A obecny podział w Europie jest na rękę prezydentowi Władimirowi Putinowi, gdyż czyni UE niezdolną do działania.
Jacques-Pierre Gougeon ekspert ds. Niemiec w paryskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS) uważa, że ten kryzys jest głębszy niż wszystkie poprzednie konflikty między obu krajami, np. w kwestii energii. Gdyż Francja w przeciwieństwie do Niemiec opowiada się za energią jądrową.
– Spór jest poważny także dlatego, że inne, mniejsze państwa, jak Polska i kraje bałtyckie, kwestionują wiodącą rolę tandemu francusko-niemieckiego – tłumaczy Gougeon w wywiadzie dla DW.
Światełko w tunelu
Dla Ronji Kempin z berlińskiej Fundacji Nauki i Polityki SWP, obecny spór odzwierciedla głęboką, fundamentalną różnicę zdań. – Macron od dawna chce, aby UE funkcjonowała w mniejszych, specyficznych dla danego zagadnienia grupach i jest bardzo sceptyczny wobec rozszerzenia na Wschód przed zreformowaniem sposobu funkcjonowania UE.
Dla Francji UE jest przede wszystkim środkiem do zwiększenia władzy – mówi ekspertka. – Z kolei Niemcy są bardziej skłonne przystać na rozszerzenie UE na Wschód, ponieważ postrzegają Unię jako element podlegający transformacji, wprowadzający pokój.
Oba kraje dzieli również dużo, jeśli chodzi o obronność. Niemcy, wbrew tradycji, zobowiązały się wprawdzie do zwiększenia wydatków na wojsko, ale raczej w formie bezpośrednich zakupów, a nie – wspólnych europejskich projektów wojskowych. A to z kolei jest sprzeczne z oczekiwaniami Francji – uważa Kempin.
Ekspert DFI, Seidendorf, widzi jednak światełko w tunelu: – Wszyscy dotychczasowi szefowie obu krajów zdali sobie w końcu sprawę, że bez tego drugiego nic się nie uda - nawet jeśli znalezienie kompromisu jest niewyobrażalnie pracochłonne.