1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy chcą kar za robienie zdjęć pod spódnicą

13 listopada 2019

Ruchome schody lub chwila nieuwagi w tłumie podczas koncertu. Aparat wsuwa się pod spódnicę, a kompromitujące zdjęcia trafiają do internetu. Wkrótce za takie działania w Niemczech może grozić więzienie.

https://p.dw.com/p/3Sxez
Do robienia zdjęć pod spódnicami sprawcy używają najczęściej kijów do selfie
Do robienia zdjęć pod spódnicami sprawcy używają najczęściej kijów do selfieZdjęcie: picture-alliance/dpa/W. Steinberg

Niemiecki rząd chce położyć kres tzw. upskiring, co oznacza robienie zdjęć pod spódnicą nieświadomym tego kobietom. Sprawcy najczęściej używają kijów do selfie lub wykorzystują sytuacje np. na klatkach schodowych. Fotografowane bywają także kobiece dekolty.

Niemiecki rząd chce za takie zachowanie surowszych kar. - Fotografowanie kobiet pod spódnicą, albo ich dekoltów jest niczym nieusprawiedliwionym naruszeniem prywatności. To poniżające - uważa niemiecka minister sprawiedliwości Christine Lambrecht (SPD). Potem  zdjęcia trafiają na różnego rodzaju fora czy grupy w internecie lub są sprzedawane w celach komercyjnych.

Dotychczas robienie zdjęć pod spódnicą było uznawane za wykroczenie. Sprawca mógł być ukarany tylko wtedy, gdy dotknął ofiary lub dodatkowo ją obraził i upokorzył. Jak przekonuje niemiecka minister sprawiedliwości, takie rozwiązanie nie zapewnia skutecznej ochrony ofiarom i nie daje wystarczająco jasnego sygnału sprawcom, że ich działanie jest poniżające i nie może być w żaden sposób akceptowane. Dlatego potrzebne są nowe regulacje.

100 tys. podpisów pod petycją

Zmiany były oczekiwane. Już wcześniej powstała petycja, ktorej autorki domagały się wprowadzenia kar za "upskiring". Podpisało się pod nią w sumie 100 tys. osób.

Inicjatorki petycji Hanna Seidel i Ida Marie Sassenberg zwracały uwagę, że te intymne fotografie często trafiały na strony z pornografią. Wiele kobiet zostało też na nich zidentyfikowanych. Ofiary najczęściej zgłaszały, że do incydentów dochodziło w szkołach pracy, komunkaicji publicznej, na koncertach, a nawet w supermarketach.

Ofiarą padali także Szkoci, noszący kilty.

dpa/jar