Niemcy i Euro 2012: czy to tylko radość, czy już nowy nacjonalizm?
25 czerwca 2012Niemieckie flagi na samochodach, w oknach i w ogródkach, hymn narodowy śpiewany z podniesioną głową i dłonią na sercu. Stroje i malunek na twarzach w narodowych barwach Niemiec. Jeszcze parę lat temu takie obrazki byłyby nie do pomyślenia. Nie wypadało być dumnym z tego, że jest się Niemcem. Zbytnio ciążyła wszystkim niechlubna przeszłość Niemiec.
Bez żenady
Lecz wszystko zmieniło się pod wpływem euforii, jaka zapanowała podczas Mistrzostw Świata 2006, których gospodarzem była Republika Federalna. Wszyscy z radością powiewali niemieckimi flagami. Śpiewając hymn przed inauguracyjnym meczem z Kostaryką niemieccy zawodnicy spletli się ramionami. Tysiące kibiców na stadionach i w strefach kibica poszło w ich ślady. Tego wcześniej świat nie widział.
Niemcy odkryli, jaką frajdą jest manifestowanie swej radości i uczuć, także przy użyciu symboli narodowych. Powstało pojecie "patriotyzmu na luzie", i wszyscy opisywali to nowe zjawisko, podkreślając że Niemcy znaleźli sposób na rozsądny i zdrowy patriotyzm. Od roku 2006 zjawisko to zaczęło się regularnie powtarzać przy okazji mistrzowskich imprez piłkarskich.
Całkiem na luzie?
Berlińska psycholożka społeczna Dagmar Schediwy przyjrzała się bliżej temu fenomenowi zbierając materiał do książki "Ganz entspannt in schwarz-rot-gold?" ("Całkiem na luzie w barwach narodowych?"). Przeprowadziła cały szereg rozmów z kibicami spotkanymi na ulicach podczas minionych rozgrywek MŚ i ME. Jak się dowiedziała, większość z nich chce przy pomocy symboli przede wszystkim zamanifestować swoją przynależność narodową. Jak zaznacza autorka, od strony socjo-psychologicznej jest to niebezpieczne. Bo duma z własnej grupy implikuje zawsze deprecjację innych grup.
Tę tezę popierają także długofalowe badania "Niemieckie warunki" Instytutu Badań nad Konfliktami i Przemocą na Uniwersytecie w Bielefeldzie. Udowadniają one, że po mundialu 2006 badani przejawiali silniejsze postawy nacjonalistyczne niż osoby ankietowane przed mistrzostwami.
Niereprezentatywne badania
Diethelm Blecking, naukowiec zajmujący się sportem, intensywnie śledzi także te zjawiska, ale nie chce być przesadny w ich interpretacji. - Istnieją tylko te dwa badania naukowe na ten temat i nawet nie były one reprezentatywne - zaznacza. W Bielefeldzie ankietowano poniżej tysiąca osób. Poza tym w konkluzjach stwierdzono, że "piłkarska euforia wcale w znacznym stopniu nie wzmogła ksenofobii". - Już to sformułowanie ukazuje, że naukowcy sami nie są zbyt pewni, jak oceniać te procesy - podkreśla Blecking.
Trudno dowieść naukowo
Także Dagmar Schediwy przepytała raptem kilkaset osób, zaznacza Blecking i jest sceptyczny, czy naprawdę kilkuset kibiców jest reprezentatywnych dla 82 milionów mieszkańców Niemiec. - To są naprawdę bardzo małe wycinki rzeczywistości - komentuje naukowiec.
Zgadza się on tylko z tezą Dagmar Schediwy, że w roku 2006 nastąpił "narodowy coming out". Lecz jego zdaniem ten proces zaczął się już wcześniej, w gruncie rzeczy w momencie przywrócenia jedności Niemiec w 1990 roku. - Już w roku 1998 pisarz Martin Walser w słynnym wystąpieniu w Kościele św. Pawła we Frankfurcie n. Menem domagał się, aby uwolnić się od ciężaru historii. Całe zgromadzenie powstało wtedy z ławek i biło mu na stojącą brawo - przypomina Blecking.
Bardziej radość z imprezy niż społeczna przemiana
Także Juergen Mittag, profesor na kolońskiej Akademii Sportowej, bardzo trzeźwo podchodzi do debaty o rzekomo odradzającym się niemieckim nacjonalizmie. - Te wydarzenia inscenizowane są w coraz większym stopniu jak rozrywkowe imprezy i naturalną siłą rzeczy należą do nich symbole narodowe. Nie kryje się za tym żaden nacjonalizm, tylko raczej "niemiecki klimat towarzyszący zabawie".
Po zwycięstwie Niemiec z Danią na EURO 2012 nieznani użytkownicy Twittera próbowali wzniecić rasistowską kampanię przeciwko Mesutowi Oezilowi, niemieckiemu zawodnikowi pochodzącemu z tureckiej rodziny. Natychmiast zareagował na to minister spraw wewnętrznych RFN Hans-Peter Friedrich określając ten rasistowski atak mianem odrażającego. Zaznaczył jednak przy tym, że "przypadek Oezila to tylko czubek lodowej góry".
Powszechny, cichy rasizm?
Czy można więc mówić o nowym nacjonalizmie skierowanym przeciwko mniejszościom i innym? Juergen Mittag z kolońskiej uczelni sportowej uważa, że sprawcy takich ataków to ci, którzy chcą przez chwilę przejechać się na cudzym wózku. - Są odosobnione grupy, które posługują się piłką nożną, bo ma ona tak wielkie znaczenie społeczne - podkreśla.
Diethelm Blecking uważa natomiast, że w całej dyskusji należy wziąć pod uwagę, że w piłce nożnej w pierwszym rzędzie chodzi o zbiorowe przeżywanie emocji. Teza, że trąci to odradzającym się nacjonalizmem to zbyt wąskie ujęcie. - Wielu młodych ludzi ma dziś problemem z odnalezieniem sensu w życiu i z samookreśleniem. Nie wiedzą, co czeka ich przez następne 20 lat - twierdzi. I uważa, że przede wszystkim młodzi ludzie będą szukać uczucia wspólnoty w piłce nożnej, żeby wypełnić tę pustkę.
Obydwaj naukowcy są pewni, że działanie takich wydarzeń sportowych nie jest długotrwałe. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że po wspaniałych osiągnięciach multietnicznej niemieckiej "jedenastki" na MŚ 2010 nacechowana ksenofobią książka Thilo Sarrazina "Samolikwidacja Niemiec" stała się takim bestsellerem.
Arne Lichtenberg / Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek