Niemiecka prasa o zwycięstwie talibów w Kunduzie
30 września 2015„Oldenburgische Volkszeitung“ ocenia: „Kunduz jest częścią najnowszej historii Niemiec. Tym bardziej więc wstrząsające są doniesienia o zajęciu miasta przez talibów. (…) Afgańskie siły bezpieczeństwa nie są w stanie skutecznie działać na własną rękę. Wycofanie sił NATO było przedwczesne, wpisuje się to w niepowodzenie misji w Hindukuszu”.
„Reutlinger General-Anzeiger” przypomina: „Bezpieczeństwa Niemiec trzeba bronić także w Hindukuszu – mówił w roku 2002 ówczesny minister obrony Peter Struck. Jeśli tak, ten bałagan trzeba posprzątać. Wspólnota międzynarodowa popełniła już zbyt wiele błędów. Zamiast tego linia obrony jeszcze bardziej się przybliżyła. Bezpieczeństwa Niemiec, Europy i Zachodu trzeba teraz bronić w Syrii oraz Iraku”.
„Hannoverische Allgemeine Zeitung” prognozuje: „Upadek Kunduzu wzmacnia talibów. Fakt, że mudżahedini wzięli na celownik miasto, którego nazwa ma na Zachodzie odpowiednie konotacje, nie powinno dziwić. Radykalni partyzanci mogą żyć w odosobnieniu gór Hindukusz, ale doskonale wiedzą o znaczeniu swojego zwycięstwa. Nie jest pewne jednak, czy jest ono wynikiem ich kalkulacji. Europejczycy tymczasem nie są tu bezstronnymi obserwatorami: kryzys migracyjny zmusza do głębszej refleksji nad tym, co się stało. Nie pomaga tu odwracanie głowy z rozczarowaniem. Teza Petera Strucka, według którego bezpieczeństwa Niemiec trzeba będzie bronić w Hindukuszu, zyskuje teraz inny wymiar”.
„Nordwest-Zeitung” analizuje: „Od miesięcy rośnie liczba uchodźców z Hindukuszu. Ma to oczywiście związek z nieograniczonym zaproszeniem wystosowanym przez niemiecką kanclerz. Napływ imigrantów jest jednak przede wszystkim wynikiem nieskutecznej polityki bezpieczeństwa. Dobrym posunięciem było uderzenie w talibów. Ich reżim stanowił globalne zagrożenie, jak teraz Państwo Islamskie. Błędem było zakończenie misji wojskowej w ubiegłym roku. Ani talibowie nie zostali unicestwieni, ani armia rządowa nie jest w stanie samodzielnie zagwarantować bezpieczeństwa. Dlatego ludzie stamtąd uciekają. Istnieją teraz dwa wyjścia: albo Zachód będzie bezczynnie obserwował ponownie umacnianie się talibów albo zostaną tam wysłane oddziały bojowe i to bardzo szybko”.
„Märkische Oderzeitung” komentuje: „Czas spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Zgadza się: pobyt zachodnich oddziałów był tam bez sensu. Przez ponad dziesięć lat nie nauczono afgańskiej ludności jednego: ich los zależy od nich samych. Jak kiedyś istnieją tam podziały na tle etnicznym i politycznym. I dokładnie tę słabość wykorzystują talibowie, którzy właśnie świętują powrót na tereny pasztuńskie. Afganistan, też jak kiedyś, jest największym na świecie producentem opium, z czego czerpie zyski wiele szemranych ugrupowań. I co robi z tym Zachód? Nic. (…) Gorzka prawda jest taka, że tu nie chodzi o pokój w Afganistanie, tu chodzi o wpływy. Kraj ten sam musi sobie utorować drogę powrotu do polityki światowej, bez względu na to, jak byłoby to bolesne”.
opr: Dagmara Jakubczak