Niemiecki historyk o Muzeum II WŚ w Gdańsku: "wypełnia lukę"
23 marca 2017Panie profesorze, czy widział Pan nowe muzeum w Gdańsku?
Tak, w styczniu, na zaproszenie dyrektora Pawła Machcewicza. Wtedy wyrażał on obawy, że zostanie wkrótce zwolniony przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego, i że do czasu przekształcenia ekspozycji według koncepcji partii rządzącej muzeum pozostanie zamknięte. Prawie 1000 osób z kraju i zagranicy przyjęło jego zaproszenie, Wśród nich historycy, dyplomaci, jak i dwóch sobowtórów Piłsudskiego w historycznych mundurach i oficer Bundeswehry, także w mundurze.
Co rzuciło się panu szczególnie w oczy?
Ekspozycja stała imponuje z jednej strony ilością eksponatów, wśród których jest sowiecki i amerykański czołg, z drugiej strony koncentracją na cywilnych ofiarach wojny światowej od Europy po Pacyfik. Z niemieckiego punktu widzenia nietypowy jest ogromny rozmach inscenizacji. Częściowo zainscenizowane elementy mają na celu prowokowanie emocji zwiedzających, co w Niemczech jest rzadkością. A więc nie tylko fotografie, mapy, dokumenty i interaktywne monitory, ale i makiety ruin warszawskich ulic - realistyczne i uświadamiające atmosferę zagrożenia inscenizacje.
Zdenerwował mnie natomiast fotomontaż wielkiego formatu, który nie został w ten sposób opisany. Pokazuje on Adolfa Hitlera z profilu, a obok niego Józefa Stalina, który zdaje się wkładać mu coś do kieszeni, może banknot? Dlatego poradziłem dyrektorowi Machcewiczowi, by zrezygnował z tego fotomontażu.
Czy gdzieś indziej na świecie istnieje muzeum drugiej wojny światowej? Czy to muzeum wypełnia pewną lukę? Czy będzie przyciągać zwiedzających z zagranicy?
Druga wojna światowa pojawia się oczywiście wielu muzeach, ale nie znam takiego muzeum, które poświęcone byłoby wyłącznie tragicznym wydarzeniom lat 1939-1945. W tym sensie gdańskie muzeum rzeczywiście wypełnia pewną lukę. Dzięki swojej perspektywie uzupełnia powszechny niemiecki ogląd historii, według którego wojna zaczęła się wprawdzie od napaści na Polskę, ale "prawdziwa" wojna zaczęła się dopiero w 1941 roku. Taką narracją posługuje się też serial ZDF "Nasze matki, nasi ojcowie". I tę właśnie ogromną lukę wypełnia gdańskie muzeum pokazując bliską współpracę III Rzeszy i ZSRR, gestapo i NKWD po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow.
Jak to muzeum postrzegane będzie przez niemieckich zwiedzających?
Z niemieckiego punktu widzenia niecodzienne i zaskakujące jest antysowieckie zabarwienie ekspozycji. Z polskiego punktu widzenia to z kolei zrozumiałe, ponieważ oddziały sowieckie wkroczyły do Polski nie tylko w 1939 roku, ale i ponownie w 1944 i pozostały tam przez dziesięciolecia.
Pomysł tego muzeum zrodził się w 2007 r. Czy można uznać to muzeum także za odpowiedź na ożywioną niemiecko-polską debatę o upamiętnienie wysiedlenia Niemców?
Rzeczywiście geneza tego muzeum wywodzi się z polskiej dezaprobaty dla planów utworzenia w Berlinie Centrum Przeciwko Wypędzeniom pod egidą Związku Wypędzonych. Później jednak ten projekt przyjął formę fundacji federalnej "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". Po drodze jednak oba projekty przybrały zupełnie różne kształty, dlatego mówiłbym tutaj raczej o wzajemnym uzupełnianiu się. W Gdańsku ukazane jest wypędzenie Niemców, a w Berlinie będzie ukazywany także niemiecki terror w czasie okupacji, łącznie z milionami Polaków, zamordowanych przez SS, Wehrmacht i policję.
Jak ocenia Pan spór w Polsce na temat koncepcji tego muzeum?
To przykre i szkodliwe dla wizerunku Polski. Można mieć tylko nadzieję, że rozsądni i zorientowani w polityce historycznej ludzie, jak np. renomowany historyk Europy Wschodniej Andrzej Nowak, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, wezmą górę nad wojowniczymi narodowcami z ministerstwa kultury.
Twórcy tego muzeum chcą wpisać historię Europy Środkowej i Wschodniej w europejski nurt pamięci. Dlaczego tak historia jest tak mało znana na Zachodzie?
Z jednej strony z powodu zupełnie innego przebiegu wojny na Zachodzie – hasło "Blitzkrieg" i "D-Day" – z drugiej strony z powodu decydującej dla zwycięstwa roli ZSRR jak i Stalina jako jednego z Wielkiej Trójki. Symptomatyczne jest tutaj przemilczanie przez dziesiątki lat masowych mordów w Katyniu – zbrodnia, o której bardzo szybko dowiedziano się na Zachodzie, ale nie chciano drażnić tym sojusznika na Kremlu.
Czy Niemcy wyciągnęli wnioski z lat 1933-45? Czy też ta lekcja popada w niepamięć?
Niemcy na pewno wyciągnęli wnioski z czasu między 1941-45, także z czasu między 1933-1939. Co do lat niemiecko-sowieckiej współpracy między 1939 a 1941 – tutaj moim zdaniem jest jeszcze sporo do nadrobienia.
Dziękujemy za rozmowę.
rozmawiał Gerhard Gnauck
*Stefan Troebst (ur. 1955), niemiecki historyk, slawista i publicysta, profesor uniwersytetu w Lipsku.