Okupowane regiony Ukrainy: uprowadzenia to codzienność
31 marca 2022Od czasu inwazji pod koniec lutego wojska rosyjskie szczególnie szybko postępowały naprzód na południu Ukrainy. Obecnie w postępowaniu okupantów można dostrzec pewne prawidłowości. Aresztują burmistrzów, zastępując ich lokalnymi politykami prorosyjskimi, prześladują działaczy proukraińskich, a także dziennikarzy.
Pojawiają się doniesienia nie tylko o aresztowaniach. Wiele osób mówi także o uprowadzeniach. Okupanci proponują uprowadzonym współpracę i aresztują krewnych, aby wykorzystać ich jako środek nacisku. DW rozmawiała z poszkodowanymi.
Switłana Salisecka: chory ojciec przetrzymywany w piwnicy
Melitopol to małe miasto w obwodzie zaporoskim, oddalone o dwie do trzech godzin jazdy samochodem od zaanektowanego przez Rosję Półwyspu Krymskiego. Miasto zostało zdobyte przez wojska rosyjskie praktycznie bez walki już w pierwszych dniach wojny. Burmistrz, Iwan Fedoriw, został porwany, ale po kilku dniach wymieniony przez rząd kijowski na rosyjskich jeńców wojennych. Halyna Danyłczenko, lokalna deputowana z prorosyjskiej partii „Blok Opozycyjny”, ogłosiła się tymczasowym merem.
Switłana Salisecka była dyrektorką i właścicielką lokalnej agencji informacyjnej w Melitopolu. Danyłczenko zaproponowała jej współpracę medialną z okupantami, ale Salisecka odmówiła i wyjechała z miasta, jak mówi w rozmowie telefonicznej z DW. Jej rodzice, słabego zdrowia, pozostali w mieście: „Powiedzieli, że nic nam się nie stanie”. Jak się okazało, był to błąd. – 23 marca o godzinie 7.00 rano do mojego domu przyszło trzech lub czterech okupantów. Jeden z nich był ubrany po cywilnemu, pozostali mieli na sobie rosyjskie mundury wojskowe i nosili karabiny maszynowe. Przeszukali dom, wsadzili ojca do samochodu i wywieźli w nieznane miejsce – opowiada Ukrainka. Tego samego wieczoru odebrała telefon. Zwrócił się do niej po imieniu mężczyzna z kaukaskim akcentem. Wtedy usłyszała głos swojego 75-letniego ojca. Powiedział, że „Jest gdzieś w piwnicy”. Opowiadając o tym Switłana Salisecka z trudem powstrzymuje łzy. Od mężczyzny usłyszała, że jako dziennikarka powinna wrócić do Melitopola do ojca. Po tym jak odmówiła, rozmowa została przerwana. Po kilku dniach mogła ponownie połączyć się telefonicznie z ojcem, któremu nic się nie stało i został zwolniony. Wcześniej dziennikarka przekazała swoją agencję informacyjną innym osobom i napisała na Facebooku , że nie zgodziła się na „współpracę z okupantami”.
Tetiana Kumok: wiece na Instagramie
Mniej więcej w tym samym czasie w Melitopolu także rodzina Tetiany Kumok miała doświadczenia z rosyjskim okupantem. Ona sama jest projektantką mody, ale jej ojciec jest współwłaścicielem lokalnej firmy medialnej. Pod koniec marca aresztowano rodzinę Kumoka oraz trzech dziennikarzy i przesłuchiwano przez wiele godzin. – Celem było wymuszenie na ojcu współpracy, aby gazeta pracowała dla okupanta, a ja i moja mama stałyśmy się zakładniczkami – wspomina Tetiana. Na koniec, jak mówi, zmuszono ją do podpisania oświadczenia, że nie została pobita. Co odpowiadało prawdzie. Jej ojciec odmówił współpracy z okupantami i zamknął i tak już borykającą się z trudnościami gazetę oraz stronę internetową.
Jednak nie wszyscy są traktowani tak jak rodzina Kumoków. – Każdego dnia uprowadzanych jest wiele osób. O niektórych nie słyszeliśmy już od dziesięciu dni – mówi Tetiana. Początkowo w mieście codziennie odbywały się proukraińskie wiece, w których uczestniczyły tysiące mieszkańców. – Po tym jak porwano burmistrza wiecy zaprzestano. Aresztowano nawet zwykłych przechodniów, pobito młodych mężczyzn – opowiada kobieta. I dodaje, że „niebezpiecznie jest przebywać na ulicach. Dlatego mieszkańcy demonstrują teraz na Instagramie i piszą, że nie chcą należeć do Rosji i że Melitopol jest ukraiński”. W 2014 r. jeszcze około połowa mieszkańców była nastawiona prorosyjsko, ale wojna całkowicie zmieniła nastroje. – Ani razu nie widziałem, żeby rosyjskich żołnierzy witano tu kwiatami – mówi Kubok.
Ołeh Baturyn: „Okupanci nie zostaną tu na długo”
Najwyraźniej tego właśnie spodziewały się wojska rosyjskie, uważa Ołeh Baturyn, dziennikarz z Kachowki, miasta położonego na zachód od Melitopola. Również ono zostało zajęte w pierwszych dniach wojny. – Rosjanie najwidoczniej oczekiwali, że zostaną przyjęci kwiatami. Są bardzo poirytowani protestami, a w obywatelach widzą rebeliantów – wyjaśnia dziennikarz. Jego zdaniem okupanci „nie zostaną tu na długo, plądrują i przygotowują się do zniszczenia wszystkiego na wypadek, gdyby się mieli wycofać”.
Także Baturn został uprowadzony i był przetrzymywany przez osiem dni. Któregoś dnia zadzwonił do niego znajomy i poprosił o spotkanie. Podczas tego spotkania został ujęty przez mundurowych i przewieziony furgonetką na posterunek policji. Nie postawiono mu żadnych zarzutów. – W pierwszych przesłuchaniach uczestniczyli zarówno lokalni kolaboranci jak i Rosjanie – opowiada Baturyn. Jest przekonany, że ktoś z kręgu jego znajomych chciał się na nim zemścić. – Na początku myślałem, że ze mną koniec. Były groźby, przemoc i ciągle słyszałem strzały oraz jak przesłuchiwano inne osoby – wspomina dziennikarz. Przesłuchiwano go w sprawie proukraińskich wieców. Potem nie było już przemocy, ale za to presja psychiczna. – Pewnego dnia po prostu zabrano nas do domu – mówi Baturyn. Nie zaproponowano mu jednak żadnej współpracy jako dziennikarzowi. A strona internetowa jego gazety została zamknięta już na początku marca.