Pewny siebie i nierealistyczny [KOMENTARZ DW]
12 grudnia 2015"Współtworzymy przyszłość Niemiec"; pod tym hasłem SPD chce awansować z młodszego partnera w rządzie wielkiej koalicji do roli partii reprezentującej interesy "pracującej klasy średniej". Na zjeździe SPD w Berlinie na tę wizję przyszłości złożyło się 900 różnych wniosków i propozycji, prezentowanych i dyskutowanych z typowym dla socjaldemokratów zapałem i pewnością siebie. Przewodniczący partii Sigmar Gabriel, którego ponowny wybór na to stanowisko okazał się w gruncie rzeczy porażką, roztoczył przed delegatami kuszącą perspektywę "kultury przełomu", ale już podczas głosowania na przewodniczącego SPD ów przełom okazał się mrzonką, bo za jego kandydaturą opowiedziało się tylko 74 procent uczestników zjazdu. Prawdziwy przełom wygląda trochę inaczej.
SPD domaga się jasności, której jej samej wciąż brakuje
Gabriel przedstawił w Berlinie obraz SPD jako partii będącej "siłą napędową unowocześnienia Niemiec", partii mającej jasny i sprecyzowany wizerunek ich przyszłości i równie jasny katalog wartości, którymi Niemcy powinny się kierować. Tymczasem SPD zmaga się w tej chwili z podwójnym problemem; po tym konwencie jej stary i nowy zarazem przewodniczący ma znacznie słabszą pozycję przetargową w rządzie, parlamencie i wobec ugrupowań stojących na pozycjach prawicowego populizmu. Obojętne, czy będzie się teraz zajmował kryzysem migracyjnym, walką z międzynarodowym terroryzmem czy kształtowaniem "społeczeństwa otwartego", zaciąży na nim piętno, że stoi na czele rozchwianej partii, a stoi głównie dlatego, że SPD nie ma na razie nikogo lepszego na jego miejsce.
Drugim, dużo poważniejszym, problemem tej partii niż jej krótka kołdra kadrowa jest to, co dało o sobie znać podczas dyskusji na zjeździe. SPD zaprezentowała na nim swoim wyborcom atrakcyjną i różnorodną wizję przyszłości państwa i społeczeństwa, zorientowaną na cele długoterminowe i realizację ideału sprawiedliwości społecznej. Niestety, zabrakło na nim konkretnych odpowiedzi na pytania dotyczące najważniejszych problemów bieżących, co niewątpliwie dostarczy argumentów i przysporzy wyborców populistom i skrajnie prawicowym radykałom. Za przykład mogą tu posłużyć tak rozdźwięki w UE, jak i kryzys migracyjny w jego niemieckim wydaniu.
Socjaldemokraci chcą ograniczyć napływ migrantów wprowadzeniem oficjalnych kontyngentów, ustalających ich górny limit. Brzmi to obiecująco, ale od razu nasuwa się pytanie, jak do tego pomysłu ma się zwykła polityka migracyjna w UE i w samych Niemczech, i co SPD zamierza zrobić z tymi, którzy przedostaną się do Niemiec niezależnie od tych kontyngentów i pomimo lepszej ochrony zewnętrznych granic UE? SPD na razie na to pytanie nie odpowiedziała, a nie może na nie odpowiedzieć tak, jak część członków CSU, którzy uważają, że wprowadzenie górnego limitu przyjmowanych uchodźców skutecznie załatwi całą sprawę. Nie załatwi, bo takie rozwiązanie jest nie do zrealizowania w praktyce i budzi poważne wątpliwości natury moralnej. Tym większa szkoda, że SPD wykręca się od odpowiedzi, bo podważa to wiarygodność jej zapowiedzi, że chce powstrzymać ofensywę "nacjonalistycznej prawicy" w Europie.
Brak pomysłu na kryzys migracyjny i kryzys w łonie UE
Jeśli zatem Gabriel zarzuca CDU i CSU brak jasności w debacie na temat kryzysu migracyjnego, to jest to wyłącznie tania retoryka obliczona na potrzeby zjazdu partii. W rzeczywistości bowiem ani CDU/CSU, ani SPD nie zdobyły się na nic, co ujęłoby kryzys migracyjny w całej jego złożoności, nie mówiąc już o jego rozwiązaniu. Można spodziewać się, że "prawdziwi bohaterowie", jak Gabriel nazwał miliony niemieckich wolontariuszy spieszących z pomocą migrantom, nie zapomną i może także nie darują SPD, że w tym ważnym punkcie ustąpiła pola prawicowym populistom. SPD potrafi tylko powtarzać, że prawo do azylu jest nienaruszalne. Dobrze, zgódźmy się, że zajmuje w tej ważnej kwestii postawę równie konsekwentną co głęboko ludzką, ale nie zapominajmy przy okazji, że w latach 90. ubiegłego wieku, kiedy do Europy Zachodniej zaczęli masowo napływać uchodźcy z wojny domowej w b. Jugosławii, ta sama SPD odmówiła swego uczestnictwa w zreformowaniu niemieckiego prawa azylowego. I trzymała się tego tak długo, aż musiała ustąpić, bo nacisk ze strony społeczeństwa okazał się silniejszy. I dopiero wtedy zagłosowała za tą reformą, o której do dzisiaj nic nie chce słyszeć.
Podobne stanowisko SPD zajmuje w swej polityce europejskiej. Jej przewodniczący i wicekanclerz Niemiec w jednej osobie Sigmar Gabriel chętnie powtarza, że w szeregach SPD jest wielu specjalistów od "utrzymania zwartości społeczeństwa". Ale UE jest dziś głęboko podzielona w sporze wokół właściwego podejścia do kryzysu migracyjnego i czeka na inicjatywy, które mogą ją ponownie zintegrować. Tymczasem SPD ogranicza się do propozycji, które w najlepszym razie brzmią jak przestroga, że ewentualny rozpad UE jest czymś bardzo groźnym i należy mu zapbiec ze wszystkich sił. Na przykład dając więcej pieniędzy z unijnej kasy tym, którzy robią dla uchodźców najwięcej. To o wiele za mało na pomysł na kryzys migracyjny. I nie zmienią tego apele przewodniczącego SPD o więcej zaufania wśród członków UE i ich większą wolę do solidarnego działania.
"My to zrobimy'' - być może
Wyraźne braki i luki w programie partii i osłabiony przewodniczący, który wciąż potrafi porywająco przemawiać, ale jego talent oratorski jakoś nie porywa wielu członków SPD i, co gorsza, nie skłania ich do działania. Zanim zatem doczekamy się realizacji zjazdowego hasła "My to zrobimy", upłynie jeszcze wiele czasu. Jak to dobrze, że Gabriel postanowił "walczyć o każdego", kto z jakichś powodów może i chce poprzeć SPD. Na razie jednak musi przekonać do siebie członków partii, na czele której stoi. I dopiero wtedy, kiedy mu się to uda, będzie mógł przystąpić do walki o uzyskanie lepszego wyniku w wyborach. Pilnie zważając na to, żeby udało mu się to przed kolejnymi wyborami do Bundestagu.
Richard A. Fuchs / Andrzej Pawlak