Pośmiertnie dotknąć gwiazd. Nowa kultura pochówków
1 listopada 2013- Tradycyjne pochówki na cmentarzu odchodzą w Niemczech do lamusa - przyznaje Stephan Hadraschek z firmy pogrzebowej Otto Berg. Jego zdaniem decydują o tym dwa aspekty - ludzie stali się coraz bardziej mobilni i nie chcą wiązać się z miejscem pochówku krewnych, po drugie - ceny tradycyjnych pogrzebów są bardzo wysokie.
A jeśli nie na cmentarzu, to gdzie? Na rynku jest wiele możliwości - od pochówku na łonie natury, po bardzo awangardowe formy jak zamrożenie czy pogrzeb w kosmosie. Jednak z powodu obowiązującego w Niemczech przymusu cmentarnego (ciało albo prochy muszą spocząć na cmentarzu, albo w innym przeznaczonym do tego w świetle prawa miejscu), niektóre pochówki realizowane są poza granicami kraju przez specjalne firmy.
Pierścionek z diamentem
Jedną z bardziej ekstrawaganckich form jest pochówek diamentowy. Drogi dla nas zmarły może pozostać z nami na zawsze w postaci najszlachetniejszego z kamieni, zatopionego w pierścionku czy kolii. Wytwarzaniem diamentu z prochów ludzkich zajmują się w Europie dwie firmy, jedna w Holandii, druga w Szwajcarii. Niemieckie prawo zabrania bowiem także poddawania obróbce ludzkich prochów.
- Prawdziwy diament składa się z węgla, ludzkie prochy także - wyjaśnia Stephan Hadraschek - i to właśnie z niego uzyskuje się przemysłowo wytworzony kamień. To, co w naturze trwa miliony lat, w laboratorium kilka miesięcy. Następnie kamień poddawany jest obróbce i szlifowany wedle życzenia zleceniodawcy.
- W tym roku zrealizowaliśmy ok. 500 pochówków diamentowych dla klientów z Niemiec - mówi Jeorg Peinemann ze szwajcarskiej firmy Algordanza i dodaje, że najwięcej zamówień pochodzi - paradoksalnie - z katolickiej Bawarii. Powód? Młodzi ludzie z małych miasteczek na południu emigrują do większych miast i kiedy umierają rodzice mają problem, kto zatroszczy się o grób. Decydują się więc coraz częściej na pochówek diamentowy. Ceny zaczynają się od 3.900 euro za kamień 0,4 karatowy. Za jeden karat trzeba zapłacić nawet 10 tysięcy euro. - Ale nie jest to żadna lokata kapitału - dodaje Hadraschek. W rzeczywistości sztucznie wytworzone diamenty są o wiele mniej warte niż kamienie naturalne.
Pośmiertny los w kosmos
Najwięcej emocji budzi jednak pochówek w kosmicznej przestrzeni. Kto nie śnił kiedyś o locie w kosmos? Dla wielu marzenie to może się spełnić. Pośmiertnie. Jego aranżacją zajmuje się amerykańska firma Celestis. Dzięki niej, w kosmosie znalazły się m.in. prochy twórcy serialu Star Trek - Gene'a Roddenberry'ego.
A jak to funkcjonuje? - Startująca rakieta czy satelita zabiera ze sobą małe kapsułki z prochami ok. 20 osób i wyrzuca w kosmos - tłumaczy Stephan Hadraschek z firmy Otto Berg. Rodzina zmarłego może obserwować start rakiety na miejscu albo patrzeć w gwiazdy z własnego podwórka o wskazanej godzinie. Jako, że na orbitę wyniesiona zostaje tylko niewielka kapsułka, resztę prochów można rozsypać w pobliżu bazy kosmicznej, bądź też umieścić w urnie na lokalnym cmentarzu.
Ci, którym marzy się pośmiertna podróż do gwiazd muszą wydać na nią średnio kilka tysięcy dolarów, w zależności od orbity i ilości zabranych prochów. Ceny najtańszego lotu suborbitalnego zaczynają się od 1000 dolarów, wyniesie jednego grama prochów na orbitę okołoziemską kosztuje 5 tysięcy dolarów, a poza Układ Słoneczny 12 500. Do tego należy doliczyć koszty transportu prochów do USA i pośrednictwo firm.
Przechytrzyć śmierć
- Pogrzeb w kosmosie to nie jest jeszcze największa ekstrawagancja - przyznaje Hadraschek. Istnieją też inne, nadzwyczajne formy pochówków, które dopuszczone są jedynie w niektórych stanach w USA. Należy do nich krioprezerwacja polegająca na zamrożeniu ciała człowieka w cylindrze wypełnionym ciekłym azotem o temperaturze minus 196 stopni Celsjusza.
- Najczęściej na zamrożenie decydują się ludzie, którzy chcą pomóc nauce – wyjaśnia ekspert. Ludzie ci wierzą, że być może za 50 lat medycyna tak bardzo się rozwinie, że zostaną ożywieni. Są też przypadki, że ludzie decydują się zamrozić tylko głowę czy mózg, mając nadzieję, że w przyszłości zostanie ona przeszczepiona do innego ciała. - Ale póki co, to czysta fikcja - przyznaje.
Wieczny spoczynek w lesie
- Jednak najpopularniejszy jest pochówek w lesie cmentarnym - przyznaje Hadraschek. Każdego roku na terenie Niemiec powstaje kilkanaście nowych miejsc, obecnie jest ich ponad sto. Pogrzeb na łonie natury to nic innego, jak umieszczenie ekologicznej urny z prochami zmarłego pod wybranym drzewem. - Przyświeca temu filozofia, że człowiek po śmierci pozostaje w obiegu natury i staje się jej częścią - tłumaczy.
Las cmentarne mają takie same prawa jak tradycyjne cmentarze, z tym wyjątkiem, że nie ma tam ani nagrobków, ani wieńców, a jedynie niepozorne tabliczki z imieniem umieszczane są na drzewie. Jednak nie jest to obowiązek. Wiele pochówków jest anonimowych. Procedura jest bardzo prosta - wystarczy tylko wybrać drzewo. Ceny zależą m.in. od jego wielkości i wieku. Za drzewo rodzinne według taryfy jednej z wiodących firm w Niemczech zapłacić trzeba minimum 2700 euro. Najtańsze miejsce kosztuje już tylko 490 euro.
- Wiele osób, swój wybór motywuje tym, że las przywołuje u nich wspomnienia z dzieciństwa, spokój czy relaks - jak wyjaśnia duże zainteresowanie takimi pochówkami Petra Bach, szefowa firmy FriedWald.
Nowa tradycja
- Kto zatroszczy się o grób? To najczęstszy argument motywujący ludzi do rezygnacji z tradycyjnych pogrzebów. Ale za tym kryje się też nowy model rodziny - przypuszcza Stephan Hadraschek. Jego zdaniem wcześniej rodzina miała swój grobowiec, była tradycja, dziś członkowie są rozproszeni, nie mają już wspólnego miejsca.
Zdaniem socjologów współczesny człowiek jest niczym wądrowiec, dynamiczna rzeczywistość wymusza na nim bycie elastycznym i mobilnym. - Ludzie celebrują dziś śmierć w inny sposób. Zamiast złożyć kwiaty na grobie, zapalają świeczkę w domu i stawiają obok zdjęcie ukochanej osoby. Liczy się pamięć.
Anna Macioł
red.odp.: Małgorzata Matzke