Porozumienie ws. Turowa. Czesi czekają na pieniądze
3 lutego 2022– Trochę upraszczając jest to czeska wygrana, a polska przegrana – twierdzi w rozmowie z DW Martin Ehl, główny analityk czeskiego dziennika „Hospodárzské noviny”. – Pozbyliśmy się problemu. Zyskaliśmy pieniądze, które potrzebowaliśmy na jego rozwiązanie – mówi, nie kryjąc zaskoczenia, że porozumienie udało się osiągnąć tak szybko po zmianie rządu w Pradze. Spodziewał się, że spór będzie się ciągnąć jeszcze długo.
„Szef nowego czeskiego rządu Petr Fiala pokazał, że potrafi grać także na międzynarodowym boisku po cichu, ale z wynikiem”, napisał Ehl w komentarzu na portalu swojej gazety. „Jakże to inne od głośnych okrzyków jego poprzednika, które z reguły raczej przynosiły problemy, niż je rozwiązywały”.
Oszczędność
Na mocy umowy podpisanej przez obu premierów, Petra Fialę i Mateusza Morawieckiego, Polska ma zapłacić Czechom 45 milionów euro, z czego 35 milionów popłynie z budżetu polskiego państwa, a pozostałych 10 milionów dołoży grupa PGE, właściciel kopalni Turów. Polskiej stronie udało się więc zaoszczędzić pięć milionów, bo jeszcze jesienią Czesi żądali 50 milionów euro.
Warto jednak przypomnieć, że gdy 12 lutego ubiegłego roku ówczesny czeski minister spraw zagranicznych Tomász Petrzíczek poleciał do Warszawy, by przed złożeniem skargi do TSUE zaproponować polubowne załatwienie problemu obniżania się wód podziemnych w przylegającym do kopalni obszarze po czeskiej stronie granicy, miał jeszcze inne propozycje. Szkody już wyrządzone przez kopalnię wyceniał na 175 milionów koron, koszt budowy zastępczych źródeł wody na dotkniętym obszarze na 800 milionów koron, a ponadto domagał się jeszcze 2,5 milionów koron wkładu do wspólnego funduszu na mniejsze projekty ochronne. Razem 977,5 milionów koron. Według kursu Czeskiego Banku Narodowego z tego dnia odpowiadało to kwocie 38 milionów euro, czyli o 7 milionów euro niższej niż ostatecznie uzgodniona.
Nieufność
W drugim punkcie spornym, jakim był czas obowiązywania umowy, ustąpiły obie strony. Dotychczas Polska chciała móc ją wypowiedzieć już po dwóch latach, Czechy zaś domagały się, by obowiązywała przez dziesięć lat. Krakowskim targiem stanęło w końcu na pięciu latach. Strona polska musiała się jednak zgodzić na objęcie porozumienia nadzorem niekochanego w Warszawie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), bo Czesi nie dowierzają już Polakom i dlatego zażądali niezależnego arbitra.
W końcu Praga zobowiązała się wycofać skargę na Polskę z TSUE. Jak powiedział premier Fiala, jego rząd uczyni tak jednak dopiero wtedy, gdy uzgodniona kwota znajdzie się na czeskim koncie.
– To świadczy, jak wielka jest nieufność między oboma stronami – podkreśla Martin Ehl.
Oburzenie
Wiadomość o porozumieniu w sprawie Turowa było jeszcze tylko nieoficjalną wiadomością medialną, gdy oświadczenie o tym, że czeski rząd „tajnie przyjął umowę o kopalni Turów”, wydała czeska sekcja Greenpeace, która uznała to za działanie skandaliczne. Jej zdaniem bowiem „nowy rząd podeptał własne obietnice, że będzie kierował krajem w sposób transparentny i demokratyczny”. Koordynatorka kampanii Greenpeacu przeciw Turowowi Nikol Krejczová stwierdziła, że „umowa ma zapewnić nie tylko finansową rekompensatę, ale też realną ochronę czeskiego środowiska naturalnego i mieszkańców”.
„Tajne rozmowy o projekcie umowy” skrytykowali wreszcie czescy zieloni. „Unijne organy i polskie sądy ponownie wskazują, że wydobycie jest nielegalne”, oświadczył ich współprzewodniczący Michal Berg, według którego „rząd mimo to wychodzi Polsce naprzeciw, a zawarcie umowy jest dlań ważniejsze niż przyszłość regionu”.
Z kolei kancelaria prawna Frank Bold zarzuciła gabinetowi Petra Fiali, że zawierając umowę z Polską „praktycznie zgadza się z powstaniem dalszych szkód na czeskim terytorium”, takie podejście zaś „stoi w sprzeczności z czeskim prawem”.
„Polityka – nawet międzynarodowa – jest sztuką możliwości”, komentuje te głosy oburzenia Martin Ehl.
Zadowolenie
Tymczasem hetman graniczącego z kopalnią Turów województwa libereckiego Martin Půta nie kryje zadowolenia, że „całą tę sprawę” będzie można wreszcie rozwiązywać w ramach normalnych, sąsiedzkich stosunków, i wierzy, że porozumienie uspokoi „ekstremistów” po obu stronach granicy. Uzyskana z Polski kwota pokryje według niego jednak tylko część kosztów, które region będzie musiał ponieść.
– Zawsze mówiliśmy, że ma to być jedynie częściowa rekompensata. Jest bowiem oczywiste, że poza ujęciem wody w Uhelnej, na które bezpośredni wpływ ma wydobycie w Turowie, bardziej oddalone źródła wody są dotknięte przez kopalnię tylko częściowo – podkreśla w rozmowie z DW. Stosownie ma więc wyglądać finansowanie inwestycji z pieniędzy, które wpłaci polska strona. Sto procent według samorządowca z Liberca dostanie jedynie Uhelná, co do której nie ma cienia wątpliwości, że tam powodem jest kopalnia. W innych miejscach trzeba będzie uzyskać dodatkowe subwencje. – Nie byłoby uczciwe z mojej strony, gdybym chciał za wszystko zapłacić pieniędzmi z Polski – dodaje Půta.