Procenty, które cieszą
13 stycznia 2011Duże wpływy eksportowe, wysoki poziom inwestycji oraz wyraźne ożywienie konsumpcji na rynku wewnętrznym, złożyły się na najwyższy od chwili zjednoczenia kraju wzrost gospodarczy w Niemczech. "Lepiej niż u nas, nie dzieje się w tej chwili w żadnym innym, dużym państwie przemysłowym" - stwierdził z satysfakcją minister gospodarki Rainer Brüderle.
W górę i w dół
W roku 2009 niemiecka gospodarka skurczyła się o 4,7 procent. Było to największe załamanie od chwili powstania Republiki Federalnej Niemiec w roku 1949. Obecne ożywienie eksperci, tacy jak Andreas Rees, główny ekonomista działu niemieckiego międzynarodowego banku UniCredit, czy Gerd Haßel z banku BHF, oceniają jako " najabradziej imponujący powrót do formy w historii gospodarki niemieckiej" i dowód na to, że "Niemcy są na dobrej drodze".
Zeszłoroczne sukcesy Niemcy zawdzięczają przede wszystkim doskonałym wynikom w eksporcie, który wzrósł o 14,2 procent. Do ożywienia koniunktury przyczyniły się także inwestycje własne przedsiębiorstw, które przenaczyły o 9,4 procent więcej na zakup maszyn, pojazdów i innych środków trwałych. Na koniec trzeba wspomnieć o zmianie postaw konsumentów, którzy wydali 0,5 procent więcej na spożycie. Owe pół procent niewiele, ale w ich przypadku chodzi głównie o przełom natury psychologicznej.
Ludzie i liczby
Dobrym wynikom gospodarczym roku ubiegłego towarzszy rekordowe zatrudnienie,które wzrosło o 212.000 osób i osiągnęło poziom 40,5 miliona. Z drugiej strony trzeba zaznnaczyć, że nie chodzi tu o ludzi mających stałą i dobrze płatną pracą, bo liczba ta obejmuje także leasing pracowniczy, pracę na umowę-zlecenie, pracę w niepełnym wymiarze godzin oraz sektor niskopłacowy.
Mimo to, jak podaje Federalny Urząd Statystyczny, wzrost dochodów realnych w gospodarstwach domowych był w roku 2010 najwyższy od roku 2001, co przyczyniło się do wzrostu konsumpcji.
Z drugiej strony deficyt budżetowy państwa po raz pierwszy od pięciu lat przekroczył ponownie próg trzech procent PKB i wyniósł 88,75 mld euro, co odpowiada 3,5 dokładnie procent produktu krajowego brutto. Niemcy znowu naruszają zatem kryteria unijnego Paktu Stabiliności i Wzrostu.
Uczyć się na błędach
W sumie bilans ubiegłorocznych dokonać wypada jednak nad wyraz pomyślnie. Zmiana roli Niemiec w Europie od jej "chorego człowieka numer jeden" do "lokomotywy europejskiej koniunktury" na pewno cieszy, ale - jak pisze ekspert gospodarczy DW, Henrik Böhhe - nie powinna przesłaniać utrzymujących się nad problemów.
Po pierwsze - 3,6% wzrostu gospodarczego w roku 2010 to nadal mniej niż 4,7-procentowe załamanie w roku 2009.
Po drugie - zarówno wzrost inwestycji w przedsiębiorstwach jak i wzrost konsumcji indywiduwalnej, wynikają głównie z konieczności uzupełnienia rezerw, zużytych w dwóch latach kryzysowych 2008-09. W końcu trzeba kiedyś kupić nowe maszyny albo nowe buty...
Po trzecie - niemieckie sukcesy trzeba postrzegać na szerszym tle, a zwłaszcza na tle gospodarki chińskiej i amerykańskiej. Chiny rozwijają się w niesłabnącym tempie, a gospodarka USA przekroczyła już poziom sprzed kryzysu, co Niemcy dopiero czeka. Inna rzecz, że już niedługo.
Krótko mówiąc: nie pora spocząć na laurach ani popadać w euforię. Jest lepiej niż zakładano, ale do zrobienia - a także nadrobienia - wiele jeszcze zostało. Wystarczy przypomnieć ranking nawiększych firm świata. W pierwszej setce, pierwsza firma niemiecka - Siemens AG - jest na dopiero miejscu 42, a Apple jest tyle wart, co Siemens, Daimler i Volkswagen razem...
Rolf Wenkel / Henrik Böhme / Andrzej Pawlak
red. odp.: Małgorzata Matzke