Wyemigrowała do Niemiec, by się leczyć. WYWIAD
18 listopada 2023Monika Skarżyńska: Polacy wyjeżdżają za granicę na studia, w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy oraz wygodniejszego życia... Jako czterdziestolatka wyemigrowała Pani do Bawarii w innym celu – na długotrwałe leczenie. Czy była to właściwa decyzja?
Agnieszka Wagner*: W mojej ocenie tak. Do Bawarii trafiłam na leczenie pod koniec 2015 roku. Szukałam dla siebie pozaoperacyjnych opcji terapii przerzutów do kości. Nie było wtedy w Polsce takich możliwości jak w Niemczech. W Bawarii trafiłam do lekarza, który potraktował mnie jak partnera w grze o moje zdrowie. I na moją prośbę szukał odpowiedniej metody leczenia. Już wiosną 2016 roku było wiadomo, że przerzuty do kości mają charakter lokalny i można je naświetlić miejscowo. I tak, w kwietniu 2016 roku, udaliśmy się do Monachium na protonoterapię. Do dziś pozostaje ona jednym z moich głównych sukcesów terapeutycznych.
Po kilku latach życia między Bawarią a Poznaniem, gdzie oboje z mężem pracowaliśmy zawodowo, na początku 2020 roku dowiedziałam się o przerzutach do mózgu. Zdecydowaliśmy się z mężem zamieszkać na stałe w Bawarii. Byłam już pacjentką w niemieckim systemie opieki zdrowotnej i nie chciałam rezygnować ze zdecydowanie lepszych niż w Polsce warunków leczenia. Wyprowadzka na pół roku przerodziła się w kilkuletni pobyt. A dla mojego zdrowia jestem gotowa na kolejne zmiany.
Jak ocenia Pani życie w Polsce i w Niemczech? Czy było Pani trudno się zaadaptować?
Nie było trudno, bo znałam dobrze język i trafiłam na prowincję, gdzie spotkałam życzliwych i bardzo pomocnych ludzi. System opieki zdrowotnej w Bawarii spełniał długo wszystkie moje oczekiwania. Jako pacjentka mogłam w dużym stopniu decydować o przebiegu mojego leczenia. Nikt nie miał do mnie pretensji, że sama szukałam najlepszych rozwiązań medycznych. Wielokrotnie bywałam w Hamburgu oraz w Monachium. Dodatkowo okolica, w której mieszkaliśmy (Las Bawarski), była spełnieniem naszych marzeń o życiu w górach i w małym mieście. Jednocześnie mieliśmy dostęp do wszelkich potrzebnych nam usług: liczne sklepy i przychodnie znajdowały się w odległości maksymalnie dwóch kilometrów.
Na jednej z grup społecznościowych, gdzie czasem publikuje Pani posty, ktoś napisał: „W zasadzie jesteś w doświadczeniu, którego nikt by nie chciał... a jednak, tak naprawdę, każdy by go chciał”. Z jednej strony choroba i niepełnosprawność, z drugiej zaś pokora i zatrzymanie się. Jak pogodzić ze sobą te skrajności?
Cytowane słowa trafiają w samo sedno tego, co jest moim udziałem od kilku lat. Nie da się dobrze żyć w obliczu poważnych wyzwań, takich jak choroba i niepełnosprawność, nie ucząc się cierpliwości, pokory i zatrzymania. Nie chcę powiedzieć, że jestem wdzięczna za tę chorobę i niepełnosprawność, ale na pewno jestem wdzięczna za to, czego dzięki niej się nauczyłam.
Niestety, nie zawsze można wygrać z rakiem, pisze Pani w swojej książce „Przebudzenie. Zapiski z życia z zaawansowanym rakiem”, ale – jak Pani podkreśla – można wygrać życie. Jak brzmi najkrótsza wersja tej „wygranej” według Pani?
Wierzę, że można żyć dobrze, choć niekoniecznie długo. Nikt nie ma wpływu na to, kiedy i jak umrze, ale można zaakceptować fakt własnego odejścia i wygrać swoje życie niezależnie od wszelkich okoliczności.
Oto – moim zdaniem – najkrótsza wersja tej „wygranej”:
· z niczym i z nikim nie walczyć, a zamiast tego – wszystko i każdego akceptować,
· nie oceniać,
· być uważnym i obecnym,
· wnosić do świata świadomość i dobro,
· kochać i wyrażać to swoją postawą,
· celebrować codzienność.
Czuję się wolna i spełniona, choć musiałam w życiu zrezygnować z wielu ważnych dla mnie rzeczy. Dziś albo już nie są tak istotne, albo odkryłam płynące z nich wartości i przyjemności w czymś innym. Choroba i niepełnosprawność na pewno dużo mi zabrały, ale też wiele dzięki nim zyskałam. Przede wszystkim wygrałam swoje życie.
Na co dzień czerpie Pani z mądrości stoików. Co ceni Pani w tej filozofii i dlaczego nadaje się ona dla każdego?
Stoicyzm okazał się brakującym elementem pomagającym mi dobrze żyć. Jest w nim przestrzeń na wyrozumiałość dla siebie i „odpuszczanie” sobie oraz na podejmowanie trudnych działań. Stoicyzm wskazuje, jak zachować spokój, zdrowy osąd i odpowiedzieć adekwatnie do sytuacji. Stoicyzm uczy, jak radzić sobie z własnymi oraz cudzymi emocjami i narracjami.
Przechodząc do drugiej części pytania, uważam, że terapia stoicyzmem jest dla każdego, ale jej skuteczność zależy od wytrwałości, a także refleksyjności i uważności.
Stoicyzm jest na pewno dla osób gotowych na to, by szukać szczęścia i spełnienia w sobie zamiast gdzieś na zewnątrz. Albo przynajmniej dla tych, którzy pozostają otwarci, by taką postawę wykształcić za pomocą treningu stoickiego.
Instrukcje, jak to robić, stworzyli współcześni stoicy, np. Tomasz Mazur. Ci zaś starożytni (Marek Aureliusz, Epiktet lub Seneka) stanowią nieocenione źródło motywacji, inspiracji i mądrości.
Stworzyła Pani wiele kolaży malarskich i fotograficznych, które zdobią Pani książkę „Przebudzenie...” Potrzeba tworzenia nie opuszcza Pani do dziś. Jaki cel przyświecał Pani w trakcie pisania książki?
Kreatywność to moje drugie imię i jeden z głównych sposobów spędzania czasu także obecnie, gdy stworzenie czegoś jest o wiele trudniejsze i trwa dłużej. Nie rezygnuję jednak z tej aktywności i wciąż się uczę – z jednej strony wytrwałości i samodyscypliny, a z drugiej wyrozumiałości dla siebie.
Pracując nad moją pierwszą książką „Przebudzenie...”, kierowałam się słowami Michała Anioła: „Ludzie zapomną, co powiedziałeś lub zrobiłeś, ale nigdy nie zapomną, co i jak się dzięki tobie poczuli”. Te same słowa przyświecały mi podczas pracy nad drugą książką „50 twarzy raka. Sztuka dobrego życia z chorobą i niepełnosprawnością”. Pragnęłam przedstawić stojące przede mną wyzwania nie jako poważne, beznadziejne i rujnujące całe dotychczasowe życie. Bardzo chciałam, aby nie była to smutna i ciężka lektura, lecz żeby czytelnicy poczuli swobodę, lekkość, nadzieję i inspirację.
Niedługo ukaże się wspomniana przez Panią książka. Jakie jest jej przesłanie i do kogo ją Pani kieruje?
„50 twarzy raka...” przedstawia w 50 odsłonach codzienność naznaczoną przewlekłą chorobą i wieloaspektową niepełnosprawnością. Chciałam pokazać, że z każdego wyzwania, przed którym stajemy, możemy dowiedzieć się i nauczyć czegoś o sobie, o innych i o świecie. To, czy będziemy potrafili dokonać zmiany perspektywy, zależy od nas samych i jest głównym warunkiem dobrego życia. Książka pokazuje, że warto to zrobić i zgodnie z tym żyć.
Adresuję ją przede wszystkim do osób chorych przewlekle na raka, ale też do wszystkich chorujących, którym medycyna nie daje szans na wyzdrowienie. Kolejną grupą adresatów książki są osoby doświadczające trwałej lub przejściowej niepełnosprawności ciała. W obu przypadkach możliwe jest dobre życie, a kluczem do niego jest zgoda na to, co jest. Książkę dedykuję też wszystkim ludziom zdrowym, którzy mierzą się na co dzień z różnymi wyzwaniami. Pojawiają się one w życiu każdego z nas. Mamy w sobie moc i mądrość, by dobrze wykorzystać każde doświadczenie. Mam nadzieję, że „50 twarzy raka..." także tego dowodzi.
Skąd czerpie Pani siły do pracy w sytuacji postępujących ograniczeń neurologicznych?
Mam naturę wojownika i lubię wyzwania, dlatego mimo mojego stanu zdrowia wciąż jeszcze pozostaję aktywna. Gdy nie da się czegoś zrobić prawą ręką, to próbuję lewą. Widzę jednym okiem i słyszę jednym uchem, co dla wybieranych przeze mnie aktywności nie jest poważną przeszkodą. Ale faktem jest, że problemy ze wzrokiem i ograniczenia motoryczne ręki skutkują tym, że wszystko robię bardzo wolno. Stałam się prawdziwą „królową” powolności. Mimo że ją zaakceptowałam, to czasem mnie złości i frustruje. I dziwię się sobie samej, że nadal robię swoje, choć skukces medyczny nie jest jeszcze przesądzony.
Agnieszka Wagner*, rocznik 1980. Z wykształcenia językoznawczyni, z pasji naukowczyni. Zwieńczeniem jej pracy naukowej było wydanie monografii pt. „Rytm w mowie i języku w ujęciu wielowymiarowym" i uzyskanie stopnia doktor habilitowanej. Studiowała również analizę i przetwarzanie danych. Od 2009 roku żyje z zaawansowanym rakiem piersi.