Z Kijowa do Monachium. Na ratunek ukraińskiej sztuce
13 maja 2022Historia tej akcji ratunkowej brzmi jak fabuła filmu fabularnego: ukraiński handlarz dziełami sztuki Ołeksandr Szczeluszczenko i ukraińska właścicielka galerii Kateryna Wozianowa ryzykują życie, aby uratować dzieła sztuki z ogarniętego wojną Kijowa. Czynią to nie w imieniu rządu czy jakiejkolwiek innej organizacji, ale z własnej inicjatywy i z miłości do sztuki.
„To było przerażające”
W lutym ukraińska handlarka dziełami sztuki Kateryna Wozianowa uciekła z Kijowa. W tym czasie miała niewiele czasu na ratowanie własnej sztuki. – Kiedy wybuchła wojna, wskoczyłam z trzema innymi osobami do samochodu i odjechałam. Miałam ze sobą tylko małą walizkę i niewielki obraz Ewgena Petrowa – opowiada Ukrainka.
Urodzona w Kijowie Wozianowa współpracowała przed wojną z różnymi galeriami nie tylko w stolicy Ukrainy, lecz także w Londynie, zajmując się sztuką współczesną i awangardową. Nigdy nie przypuszczała, że jej życie tak szybko ulegnie całkowitej zmianie.
Z właścicielem innej kijowskiej galerii Ołeksandrem Szczeluszczenką zaplanowała już kolejną dużą wystawę, na której miały się znaleźć prace ukraińskiego malarza Petrowa. Jego kilkadziesiąt dzieł znajdowało się w galerii „TSEKH” Szczeluszczenki.
Wojna wszystko zmieniła
Po krótkim pobycie w Monachium Wozianowa wróciła do rodzinnego miasta - nie chciała, by jej sztuka padła ofiarą wojny.
– Zaproponowała mi, żebym zabrał nasze dzieła do Niemiec, gdzie ma dobre kontakty. Miała być kurierem, który przewiezie sztukę i zorganizuje wszystko, co się z tym wiąże – wspomina Szczeluszczenko powrót Kateryny do Kijowa.
I tak rozpoczęła się ich brawurowa akcja ratunkowa. Podczas gdy wojska rosyjskie atakowały Kijów, Szczeluszczenko podjechał do swojej galerii i wyjął obrazy z ram. – Kiedy przyjechałem do Kijowa 7 marca, atmosfera była bardzo napięta. Kijów był bombardowany. Wokół galerii słychać było wybuchy bomb – opowiada. Wspierali go uzbrojeni pomocnicy.
„Albo działasz, albo giniesz”
Sam Szczeluszczenko nauczył się doceniać zupełnie nowe rzeczy podczas akcji ratunkowej. – Dla mnie bardzo interesujące było to, że na wojnie wszystko musi się dziać bardzo szybko. Nie masz czasu na dokonanie wyboru: O, to mi się podoba. No, nie, to podoba mi się bardziej. Nie masz czasu na wrażliwość. Albo działasz szybko, albo giniesz – mówi.
Właściciel galerii wykazał się pomysłowością przy pakowaniu obrazów. Wraz ze swoimi pomocnikami zwinął dzieła sztuki współczesnych artystów Petrova i Mykoli Bilousy i umieścił je w rurach kanalizacyjnych. – Były to trzy ogromne rury, prawie tak duże jak ja – mówi Kateryna Wozianowa.
Podczas gdy Szczeluszczenko starannie zwijał obrazy, Wozianowa ratowała kolejne obrazy z własnego mieszkania i zbierała kosztowności, które jej przyjaciele zostawili podczas ucieczki.
Następnie odebrała od Szczeluszczenki rury wypełnione dziełami sztuki, załadowała je do swojego samochodu i pojechała do Czerniowców. Miasto położone w zachodniej Ukrainie jest oddalone od Rumunii o około 45 minut jazdy samochodem.
Podejrzane rury
Na granicy ukraińsko-rumuńskiej wojna była stosunkowo odległa, ale Wozianowa musiała stawić czoła dość banalnym wyzwaniom. – Nie można tak po prostu przejechać przez granicę. Musiałam przedstawić dokumenty potwierdzające, że obrazy nie są narodowym dobrem kultury, że są sztuką współczesną – tłumaczy.
Początkowo nawet na lotnisku pracownicy ochrony nie pozwolili jej się odprawić. – Zobaczyli mnie, małą kobietę z tymi wielkimi rurkami w rękach, i powiedzieli: „Co tam jest, do cholery”? A potem je prześwietlili, żeby sprawdzić, czy nie ma tam żadnej broni.
40 obrazów w Monachium
Obrazy bez uszczerbku dotarły z Kijowa do Monachium. Jakie będą ich dalsze losy, jeszcze nie wiadomo. Kateryna Wozianowa i Ołeksandr Szczeluszczenko najchętniej by je wystawili i sprzedali zbieraczom sztuki. Wozianowa jest pełna optymizmu, mówiąc: „Właśnie otrzymaliśmy zaproszenia na berliński tydzień sztuki Art Week i Art Vienna do Wiednia”.
Najpierw obrazy zostaną wystawione na targach sztuki ARTMUC w Monachium. Następnie będzie je można zobaczyć w galerii Pop-up. – Mają być one zaprezentowane razem z inną sztuką z Ukrainy. W ten sposób chcemy wesprzeć artystów, którzy tkwią w Ukrainie – mówi Wozianowa. Rynek sztuki przestał tam istnieć. Wielu artystów popadło w depresję, zaczęło pić i przestało tworzyć. Wojna daje im się mocno we znaki – dodaje Szczeluszczenko, który opuścił Kijów, bo nie czuł się tam bezpiecznie. Teraz mieszka poza miastem i opiekuje się matką.
– Jesteśmy z arytystami w stałym kontakcie – dodaje Wozianowa. – Mykola Bilous to naprawdę silny człowiek. Powiedział mi: „Będę chronił swój dom i swoje studio, nie ma mowy, żebym wyjechał”. Także Petrow nie chce opuszczać Ukrainy. – Żaden z nich nie chce. Ale gdy tylko zmienią zdanie – mówi handlarka dziełami sztuki – natychmiast ich stamtąd zabierzemy.