Zagadka śmierci jeńca wyjaśniona po 70 latach
30 czerwca 2018– Z nieba mi spadasz – słyszę w słuchawce, kiedy telefon Doroty w końcu przestaje być zajęty. – Od rana próbuję skontaktować się z kimś z Uetze (pow. Burgdorf nieopodal Hanoweru), ale nie znam niemieckiego, pomożesz? – mówi na dzień dobry Dorota*. Nieistotne, że znamy się od pół minuty i że to ja do niej dzwonię. Zainteresowała mnie opisana przez nią na Facebooku historia – prawdziwy wyciskacz łez. Na razie nic nie wskazuje na to, że sprawa zaginięcia polskiego jeńca wojennego, wydawałoby się właśnie wyjaśniona, wzbogaci się o kolejne, fascynujące wątki. Na moich oczach. I to przed upływem najbliższych 24 godzin.
Od czego tu zacząć? Może od wiadomości od pani Elżbiety
„W biurku mojego śp. taty (…) znalazłam paczuszkę ze zdjęciami i nieśmiertelnik kolegi taty, który zginął w czasie wojny. Papiery są datowane na 1942, z Krefeld-Fichtenhain. Ten pan był z moim tatą w stalagu. Wiem, że tata po wojnie szukał jego rodziny w Polsce, ale bez skutku. To parę zdjęć i pism, jakie zostały, ale nie wiem, co z tym zrobić. (…) Jeżeli to, co piszę jest bez znaczenia, to nie oczekuję odpowiedzi, ale spróbować zawsze warto ” – pisze na facebooku 16 czerwca b.r. do stowarzyszenia Rosenthal w Bartoszycach pani Elżbieta, córka Zdzisława Pastuły. Kobieta ma konto na FB od niedawna - „wnuki założyły”. Siedemdziesięciolatka śledzi profil historycznego stowarzyszenia: lubi stare zdjęcia swojej okolicy.
– Sprzątałam w szafie, wie pani jak to jest – tu przesunąć, tam przestawić. I to pudełko z zawiniątkiem znowu trafiło mi w ręce. A że akurat chwilę potem przeglądałam internet i zobaczyłam, że w nieodległym Sępopolu będzie rekonstrukcja historyczna organizowana przez Rosenthal, pomyślałam, że uwolnię się od ciężaru historii przyjaciela mojego taty i im to po prostu przekażę.
– Ręce mi się trzęsły, jak odbierałem od pani Elżbiety te wszystkie osobiste, małe przedmioty, listy, zdjęcia. Ten człowiek codziennie je dotykał, nosił na sercu, czujesz? – mówi Leszek Mackiel ze stowarzyszenia Rosenthal, który spotkał się z córką Zdzisława Pastuły.
Zabiera pamiątki i obiecuje, że zanim wstawi je za szkło, jeszcze raz powalczy o odnalezienie potomków zaginionego Władysława. Pomóc może chyba tylko Dorota Bartoszewicz. Prowadzi wypożyczalnię sprzętu wodnego w Augustowie, a rok temu założyła profil na FB "Ocalić Od Zapomnienia". W każdej wolnej chwili rekonstruuje życiorysy które są prawie nie do odtworzenia. Ze strzępów informacji, na podstawie starych dokumentów, zdjęć i nieśmiertelników.
"Mam po dziadku jedno zdjęcie, jego imię i nazwisko"...
– Wyobraź sobie, wczoraj (22.06) o 10.00 zgłosili się do mnie (Rosenthal, red.) z prośbą o pomoc w odszukaniu krewnych Władysława, a o 13.00 rozmawiałam już z jego wnukiem! – mówi mi podekscytowana Dorota.
„Mam po dziadku jedno zdjęcie, jego imię i nazwisko" – wyksztusił do słuchawki Władysław Kocaj (rocznik 57), wnuk Władysława, notabene dziś wicestarosta powiatu konińskiego, do którego Dorota jak po nitce do kłębka dochodzi po wpisie, jaki mężczyzna parę lat temu umieścił na jednym z forów szukając dziadka.
– Dajesz wiarę? Po 73. latach potomek poznał losy przodka! Wyjaśniło się tyle niewiadomych, tyle zagadek!
Miło mi Państwu przedstawić: Władysław i Zdzisław
Władysław Kocaj (ur. 23.12. 1907 w Chołojowie, pow. Radziechów, obecna Ukraina) żeni się ze Stefanią, z którą ma dwie córki i syna. Wspólnie prowadzą niewielkie gospodarstwo na Kresach. W 1939 zostaje wcielony do 26 pułku piechoty, który uczestniczy w Kampanii Wrześniowej broniąc Warszawy. 27 września trafia do niewoli niemieckiej, do Stalagu IA-Stablack, nr jeńca – 76641. 21 czerwca 1940 przenoszą go do Stalagu VI K, wkrótce potem do VIJ na zachodzie Rzeszy.
Zdzisław Pastuła – świeżo upieczony policjant, jeszcze przed wojną otrzymał przydział do 49pp w Kołomyi, a w 1939 rzucono go również do obrony Warszawy. On również trafia do niemieckiej niewoli: Stalag XXA w Malborku, potem do Stalagu VIJ.
Tam poznaje Władka, z którym przez kolejne pięć lat są niemal nierozłączni. Łatwiej jest znosić cierpienie, gdy dzieli się je z kimś bliskim. Władek i Zdzisiek stają się dla siebie najbliższą rodziną.
16 września 1944 następuje ewakuacja Stalagu Krefeld, w powietrzu czuć kres wojny. Nocą Niemcy pakują jeńców do przeludnionych wagonów i zaczyna się tułaczka po kolejnych miejscach. Jest bicie, głodzenie, poniżanie.
Kilka dni przed wyzwoleniem, 7 kwietnia 1945 myśliwce aliantów bombardują Uetze, miejscowość w Dolnej Saksonii, jeden z przystanków w czasie jenieckiej tułaczki. Podczas nalotu ginie 7 osób, wśród nich Władek. Zdzisław z innymi ukrywa się w lesie. Po sześciu dniach jeńcy dołączają do zmotoryzowanej amerykańskiej kolumny. Dla Władka wolność dociera za późno. Zdzisław zbiera pamiątki po przyjacielu by przekazać je rodzinie.
Niestety, pod wskazanym adresem nie znajduje nikogo. Żonę Władka z dziećmi (Rózia, Józia i Jasiek) pierwszym transportem wywieziono na Syberię (1940). Tam umierają dwie córki. Stefania i syn Jan nie mogą po wojnie wrócić do swojego Chołojowa, bo tam Polski już nie ma. Jako repatrianci, Sybiracy, trafiają do Konina. Jan Kocaj zakłada rodzinę, a synowi daje imię zaginionego ojca, Władysława.
Zdzisław osiedla się w Liskach pod Bartoszycami. Nie przestaje myśleć o przyjacielu i złożonej mu obietnicy. Umiera w 2004 roku.
Uetze, Niemcy, 22 czerwca godz. 18.00
– Wyobraź sobie jak wyglądałby świat, gdyby Internet wymyślono 20 lat temu! Ile spraw można by wyjaśnić, ile osób zdążyłoby się odnaleźć! – mówi podekscytowana Dorota. W niespełna 12 godzin, na wiadomość rzuconą przez nią na Facebooka reaguje mieszkający w Uetze Timo Woehler, kierowca ciężarówki, administrator strony miasteczka na FB; potwierdza, że na miejscowym cmentarzu są groby ofiar bombardowania z dnia 7 kwietnia 1945. – Chciałem pojechać następnego dnia, ale historia nie dawała mi spokoju. Rany, byłem tak podekscytowany, że posadziłem syna na rower i z żoną pojechaliśmy poszukać tego grobu polskiego jeńca – mówi Timo.
Jeszcze tego samego wieczoru mężczyzna przesyła Dorocie zdjęcia bezimiennej mogiły. Kilka godzin później kolejny cud – Dorota otrzymuje od kustosza muzeum etnograficznego w Uetze zdjęcia stron księgi parafialnej, w której opisane były wydarzenia z kwietnia. Nie sposób jednak odczytać charakteru pisma, plątanina nazwisk, dat i liczb wydaje się nie do rozsupłania.
Kaligrafię księdza rozszyfrowuje sąsiad Timo, rocznik 1929; mężczyzna pamięta też księdza dokonującego wpisu w księgach kościelnych.
– No więc droga Agnieszko, w grobie w Uetze na tysiąc procent jest nasz Władek! – pisze do mnie Dorota na komunikatorze. Jest 6 rano.
Epilog
Co dalej? Dorota chce ustalić personalia innych pochowanych tam osób i położyć w tym miejscu tablicę. W ciągu kilku dni, tak szybko jak wszystko co dzieję się w tej historii, dochodzi do niezwykłego spotkania: córka Zdzisława - Elżbieta Stankiewicz osobiście przekazuje pamiątki wnukowi Władysława. W tym jedyną z zachowaną z niemal trzystu, stronę z pamiętnika Zdzisława z dokładnym opisem śmierci przyjaciela.
Z zapisków Zdzisław Pastuły: 07.04.1945
"W czasie ewakuacji zostaliśmy zaatakowani przez samoloty myśliwskie w miejscowości Uetze – zginął Kacaj Władysław, ranny Nowak. Ogółem zginęło dziewięciu ludzi a 11 rannych. Po wypadku uciekliśmy z Wasowskim do lasu i tak przetrwaliśmy do czasu nadejścia wojsk alianckich w dniu 13 kwietnia 1945 r.".
Agnieszka Rycicka
*Dorota Bartoszewicz, założycielka i administratorka strony „Ocalić od zapomnienia”. Poszukiwanie ludzi po odnalezionych rzeczach osobistych, głównie nieśmiertelnikach, traktuje jako osobistą misję – „piękną i wyjątkową, bo łączącą świat żywych z niemal już zapomnianym, wojennym”.