SŁUBFURT na polsko-niemieckim pograniczu
6 stycznia 2009Pierwsza niespodzianka oczekuje przyjezdnych do Frankfurtu nad Odrą już na peronie. Podchodzi do nich obcy człowiek i informuje -„Znajdują się Państwo na Dworcu Głównym w Słubfurcie w dzielnicy Furt. Witam wszystkich. Jestem przewodnikiem po Słubfurcie. Zwiedzanie miasta potrwa cztery do pięciu godzin"- dodaje.
Aż trudno uwierzyć, że ten człowiek mówi o mieście, którego nie ma na żadnej mapie. jest ono tworem fantazji Michaela Kurzwelly, który w 1999 roku zamieszkał na polsko-niemieckim pograniczu we Frankfurcie nad Odrą. Urodził się w Darmstadt, długo żył we Francji, a jeszcze dłużej w Polsce. Pociągał go pomysł stworzenia transkulturalnej przestrzeni miejskiej, w której mogliby żyć ludzie wywodzący się z dwóch kultur, władający dwoma różnymi językami i żyjący w dwóch odmiennych realiach.
-„Możliwość konstruowania rzeczywistości jest dla mnie niezmiernie inspirująca. Trzeba tylko zrozumieć, że rzeczywistość musimy sami stworzyć. Ona sama nie powstanie. Wtedy można sobie powiedzieć: jeśli tak jest, to stworzę sobie takie realia, które mi najbardziej odpowiadają, poprostu na własny użytek" - podkreśla artysta.
Słubfurt to antidotum na uprzedzenia
Do tej skonstruowanej słubfurckiej rzeczywistości należy burmistrz, który pochodzi na przemian z dzielnic Słub i Furtu i pracuje w ratuszu, który znajduje się pośrodku mostu na Odrze, w byłym urzędzie celnym. Do urzędu należą: słubfurcka Informacja Turystyczna i słubfurckie kino, w którym wyświetlany jest ulubiony kryminał Tatort pod tytułem „Słubfurt” . Należą do niej też slubfurcki Związek Gospodarczy, słubfurckie dowody osobiste, słubfurcki dialekt, mieszanka niemieckich i polskich pojęć, zadziwiająco deklinowanych i koniugowanych łączonych w wymyślne frazy. W tej slubfurckiej rzeczywistości mają się odbywać w przyszłości nawet wybory samorządowe.
- „Mam oczywiście taką wizję, że ludzie pokonają wewnętrzne opory, zaczną się zbliżać i ze sobą rozmawiać. To było dla mnie zawsze najbardziej bolesne, od samego początku, gdy tu przybyłem, po ośmiu latach spędzonych w Poznaniu, gdzie się szybko zintegrowałem. Trudności jakie tu napotkałem, wręcz sprowokowały mnie do podjęcia się w Słubfurcie zadania zintegrowania tych dwóch bliźniaczych miast i tych dwóch społeczności lokalnych.”
Z uprzedzeniami mamy do czynienia po obu stronach Odry, podkreśla Michael Kurzwelly. Nic więc dziwnego, że nie wszyscy są zachwyceni pomysłem artysty. Zwłaszcza starsi kurczowo trzymają się swej tożsamości jakby się bali, że ją utracą i dlatego są wstrzemięźliwi. Ale, gdy w Dzień Wędrowca mieszane niemiecko-polskie ekipy rywalizują ze sobą w dyscyplinie chodzenia do tyłu, natychmiast pojawia się wśród uczestników poczucie wspólnoty losów, utożsamianie się z tym szczególnym miejscem nad wspólną rzeką.
Słubfurt to nie mrzonka
-„Słubfurt nie jest tylko wymysłem fantasty, lecz czymś, co da się bez wątpienia urzeczywistnić. Chodząc po mieście, natychmiast sobie uświadamiamy, że to właściwie jedno miasto na dwóch brzegach rzeki podobnie tętniące życiem i połączone mostem. Więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby te dwa organizmy miejskie mogły razem funkcjonować i scalić się w jedną całość”- twierdzi artysta.
Na razie jednak Słubfurt jest wizją artystyczną. Fikcyjny burmistrz Władysław Mueller urzęduje w fikcyjnym ratuszu. Ale miasto ma już swój realny hymn i tysiące sympatyków. W przyszłym roku mają się odbyć pierwsze prawdziwe wybory. Pojawią się plakaty, kandydaci do rady miejskiej przedstawią swoje realne programy polityczne.
Rzecznik burmistrza Frankfurtu Sven Henrik Haeseker jest przekonany, że za piętnaście, dwadzieścia lat Słubice i Frankfurt staną się jednym organizmem miejskim.